W zeszłą sobotę matka pracowała. Obowiązki domowe przejął ojciec, bo szczęśliwiec wolne miał. Dzieci nie miał pół dnia. Miał tylko zrobić im śniadanie, kupić po kawałku kiełbasy i popchnąć w kierunku celu, do którego dzieci miały dotrzeć. Nie powiem, w miarę dobrze sobie poradził. Drugą część zadania raczył spartolić....
Dziecię me młodsze zgłosiło się do pakowania zakupów w supermarkecie. Co zarobi dzieli na pół i jedna część idzie na jego obóz, a druga zostaje w drużynie. Zaznaczam, że nie kazałam dziecku zarabiać, sam się zgłosił. Miał iść na 14. Nie poszedł. Tatuś się zlitował, bo dziecko (11 lat) się rozpłakało, że jednak nie ma ochoty. Wydzwaniali do mnie obydwaj, ja w pracy, jeden przez drugiego. Jako obowiązkowa osoba, kazałam dziecko wcisnąć w mundur, niech płacze i wystawić za drzwi. Mąż uległ dziecku i jeszcze do mnie pretensje miał, że Młodego męczę. Wróciłam do domu, nagadałam jednemu i drugiemu, Młodemu odcięłam komputer... Obydwaj mieli na mnie focha. Wytłumaczyłam grzecznie, że jak się czegoś człowiek podejmuje, to nie ma zmiłuj się... Wydawało mi się, że dziecię zrozumiało.
We wtorek Młody miał iść na koszykówkę, jakieś rozgrywki międzyklasowe mieli... Przekazałam rano instrukcję teściowej, dałam rozkład zajęć chłopaków i pognałam do pracy. Jakież było moje zdziwienie, gdy dostałam sms, że synuś mój ukochany iść nie chce, zaparł się jak osioł i nie poszedł. Wiedział, że dostanie karę. Teściowa go namawiała, żeby poszedł. Odwrócił tylko głowę w drugą stronę i udawał, że nie słyszy. Wiecie co rzekł do mnie, gdy wróciłam z pracy?
- Mamo, ja wiem, że jakbyś była w domu, to musiałbym pójść i bym poszedl.
- Następnym razem, jak wywiniesz taki numer, to będziesz miał tydzień kary a nie jeden dzień, rozumiesz? - zagroziłam- nie będziesz nimi kręcił...
- Jak się dają...- roześmiało się dziecko.
Ręce mi opadły. Co z niego wyrośnie?
Dziecię me młodsze zgłosiło się do pakowania zakupów w supermarkecie. Co zarobi dzieli na pół i jedna część idzie na jego obóz, a druga zostaje w drużynie. Zaznaczam, że nie kazałam dziecku zarabiać, sam się zgłosił. Miał iść na 14. Nie poszedł. Tatuś się zlitował, bo dziecko (11 lat) się rozpłakało, że jednak nie ma ochoty. Wydzwaniali do mnie obydwaj, ja w pracy, jeden przez drugiego. Jako obowiązkowa osoba, kazałam dziecko wcisnąć w mundur, niech płacze i wystawić za drzwi. Mąż uległ dziecku i jeszcze do mnie pretensje miał, że Młodego męczę. Wróciłam do domu, nagadałam jednemu i drugiemu, Młodemu odcięłam komputer... Obydwaj mieli na mnie focha. Wytłumaczyłam grzecznie, że jak się czegoś człowiek podejmuje, to nie ma zmiłuj się... Wydawało mi się, że dziecię zrozumiało.
We wtorek Młody miał iść na koszykówkę, jakieś rozgrywki międzyklasowe mieli... Przekazałam rano instrukcję teściowej, dałam rozkład zajęć chłopaków i pognałam do pracy. Jakież było moje zdziwienie, gdy dostałam sms, że synuś mój ukochany iść nie chce, zaparł się jak osioł i nie poszedł. Wiedział, że dostanie karę. Teściowa go namawiała, żeby poszedł. Odwrócił tylko głowę w drugą stronę i udawał, że nie słyszy. Wiecie co rzekł do mnie, gdy wróciłam z pracy?
- Mamo, ja wiem, że jakbyś była w domu, to musiałbym pójść i bym poszedl.
- Następnym razem, jak wywiniesz taki numer, to będziesz miał tydzień kary a nie jeden dzień, rozumiesz? - zagroziłam- nie będziesz nimi kręcił...
- Jak się dają...- roześmiało się dziecko.
Ręce mi opadły. Co z niego wyrośnie?