środa, 23 kwietnia 2014

Gdy nie ma w domu matki...

W zeszłą sobotę matka pracowała. Obowiązki domowe przejął ojciec, bo szczęśliwiec wolne miał. Dzieci nie miał pół dnia. Miał tylko zrobić im śniadanie, kupić po kawałku kiełbasy i popchnąć w kierunku celu, do którego dzieci miały dotrzeć. Nie powiem, w miarę dobrze sobie poradził. Drugą część zadania raczył spartolić....
Dziecię me młodsze zgłosiło się do pakowania zakupów w supermarkecie. Co zarobi dzieli na pół i jedna część idzie na jego obóz, a druga zostaje w drużynie. Zaznaczam, że nie kazałam dziecku zarabiać, sam się zgłosił. Miał iść na 14. Nie poszedł. Tatuś się zlitował, bo dziecko (11 lat) się rozpłakało, że jednak nie ma ochoty. Wydzwaniali do mnie obydwaj, ja w pracy, jeden przez drugiego. Jako obowiązkowa osoba, kazałam dziecko wcisnąć w mundur, niech płacze i wystawić za drzwi. Mąż uległ dziecku i jeszcze do mnie pretensje miał, że Młodego męczę. Wróciłam do domu, nagadałam jednemu i drugiemu, Młodemu odcięłam komputer... Obydwaj mieli na mnie focha. Wytłumaczyłam grzecznie, że jak się czegoś człowiek podejmuje, to nie ma zmiłuj się... Wydawało mi się, że dziecię zrozumiało.
We wtorek Młody miał iść na koszykówkę, jakieś rozgrywki międzyklasowe mieli... Przekazałam rano instrukcję teściowej, dałam rozkład zajęć chłopaków i pognałam do pracy. Jakież było moje zdziwienie, gdy dostałam sms, że synuś mój ukochany iść nie chce, zaparł się jak osioł i nie poszedł. Wiedział, że dostanie karę. Teściowa go namawiała, żeby poszedł. Odwrócił tylko głowę w drugą stronę i udawał, że nie słyszy. Wiecie co rzekł do mnie, gdy wróciłam z pracy?
- Mamo, ja wiem, że jakbyś była w domu, to musiałbym pójść i bym poszedl.
- Następnym razem, jak wywiniesz taki numer, to będziesz miał tydzień kary a nie jeden dzień, rozumiesz? - zagroziłam- nie będziesz nimi kręcił...
- Jak się dają...- roześmiało się dziecko.
Ręce mi opadły. Co z niego wyrośnie?

niedziela, 20 kwietnia 2014

Mądrzy ludzie nie idą do nieba...

Jak tradycja każe stara, złapałam wypasiony koszyczek i karnie powędrowałam święcić to, co do niego nawciskałam. Usiadłam z synem grzecznie w ławce i czekałam na księdza. Ja naprawdę nie chciałam podsłuchiwać, uwierzcie, ale nie dało się. Ze cztery ławki za nami siedziała babcia, matka i synek, tak na oko cztero, pięciolatek. Babcia grubym głosem zaczęła gadać do wnuka:
- Trzeba klęknąć i się pomodlić..
- Jak?- zapytało rezolutnie dziecię
- Panie Boże... no powtarzaj za mną...
-Panie Boże...- powtarzało dziecię...
Dalej Babcia kazała dziecku mówić, ze kocha tatusia, mamusię itd. Dziecko powtarzało. W końcu zaczęła dziecku tłumaczyć, że jutro będzie zmartwychwstanie.
- O! To dziadek wstanie?-ucieszył się malec
- Nie - zaprzeczyła babcia - dziadek jest w niebie i patrzy na Ciebie, bo dziadek Ciebie kocha... A wiesz? - zwróciła się do matki dziecka - kiedyś jakiemuś dziecku powiedzieli, że jego rodzice są w niebie i on chciał tez iść do nieba...
- Ja też chcę do nieba - przerwał jej wywody wnuczek.
- Nie - oburzyła się babcia -  ty nie chcesz, musisz żyć, być z nami, kochać nas, bo ty jesteś mądry, a tamto dziecko nie miało rozumu...

środa, 9 kwietnia 2014

Zbliżają się wybory, więc...



"Poseł Two­je­go Ruchu po­le­ciał na mie­siąc do Lon­dy­nu, by za­kosz­to­wać losu ty­się­cy pol­skich emi­gran­tów. Szu­ka­jąc pracy i miesz­ka­nia spró­bu­je prze­żyć za 100 fun­tów ty­go­dnio­wo. Po­li­tyk chce na wła­snej skó­rze spraw­dzić, dla­cze­go tak wielu Po­la­ków od­wra­ca się od oj­czy­zny i wy­bie­ra Wiel­ką Bry­ta­nię." podaje onet... Szczerze? Nawet nie chce mi się tego czytać. Jeśli naprawdę chce sprawdzić, dlaczego Polacy wyjeżdżają, to niech wynajmie mieszkanie w Polsce, pośle dzieci do publicznej szkoły, żonie da pensji 1300 na rękę, a niech mu będzie, sam też niech tyle zarobi, jak szaleć to szaleć.Wtedy chętnie poczytam, jakie wyciągnął wnioski. To tyle. Więcej nie napiszę, bo się wkurzyłam...
Dobra, przeczytałam. Chce jechać, żeby sprawdzić, co tam tej Wielkiej Brytanii takie fajne i jakie tam są zastosowane rozwiązania itd. Ja mam nadzieję, że mu się tam spodoba i zostanie tam na stałe. Po cichu się też modle o to, żeby zaprosił do siebie kolegów z sejmu (wszystkich). Jak oni wszyscy wyjadą, to my sobie już damy tutaj radę i Polacy też zaczną wracać z emigracji ;)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Dlaczego w tych czasach dzieci nie bawią się na podwórku?

Mieszkam na osiedlu, które nazywa się Osiedle Młodych. Pozostało już takie tylko z nazwy. Większość mieszkańców to starsi ludzie. Dzieci nie widać. Póki moje Stworzonka były jeszcze małe, wychodziłam z nimi na podwórko i zawsze zastanawiałam się, dlaczego innych dzieci nie widać. Już się przestałam dziwić. Od kiedy moi chłopcy zaczęli wychodzić sami na dwór, nie mają życia. A to mlecze niszczą, a to hałasują, a to w piłę grają i denerwują ludzi, a to rysują po chodniku, skąd przegania ich sąsiadka i myje tenże chodnik mopem ( serio ). Przez jakiś czas sąsiedzi przychodzili na skargę, a ja słuchałam i denerwowałam się tylko. W końcu ( moje dobre wychowanie trafił szlag ) pogoniłam jedną z drugą, nagadałam im i skończyły się donosy. Dzisiaj moje dzieci przyszły z podwórka rozżalone i stwierdziły, że nigdy więcej na dwór nie wyjdą. Już zeszli sąsiadom z oczu i robili sobie w jakimś zakamarku bazę. Sąsiadka jednak ich tam znalazła i nie przebierając w słowach, wygoniła precz, sypiąc k...mi jak z rękawa. Teraz dzieci siedzą przed komputerem, a ja się zastanawiam, w jaki sposób mam je uczyć szacunku do starszych?

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Przecinamy pępowinkę :)

Ha! Idę jutro na próbę do pracy. Kazali się stawić na godzinę szóstą rano, co samo w sobie jest okrutnym sadyzmem, toż to środek nocy. Poleciałam starszemu dorobić klucze do domu, młodszy nie dostanie, bo i tak boi się zostać sam w domu. Załatwiłam popołudniową kontrolę nad nimi, dodatkowe zajęcia z 45 minutową przerwą pomiędzy strasznie brużdżą. Do babci maja blisko, to i zjedzą sobie i lekcje odrobią... Rano będzie problemik. Starszy będzie musiał wstać, zrobić płatki sobie i młodszemu i oczywiście młodszego dobudzić i wiecie co? Fantastycznie jest patrzeć w jaki sposób zmieniło się jego podejście do brata. Naprawdę stał się nagle starszym bratem. Leciałam dzisiaj znowu do radcy prawnego, a chłopcy w tym czasie poszli na angielski. Starszy zaopatrzony w klucze nawet przypilnował młodszego, ba pomógł mu wręcz, przynieść ze szkoły mleko, które młodszy składował już od jakiegoś czasu w swojej szafce. Jutro będzie chrzest bojowy. Chłopcy zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą, że jak nie przejdą tej próby, to albo rano będą ciągnięci do babci, albo babcia do nich. Życzcie im powodzenia. :)
Młodszy trochę sieje panikę. Cały czas wypytuje: a do której będziesz w pracy?, a gdzie teraz idziesz?, a kto nas obudzi? , a ile tak będzie? hahahahhaa, czas odciąć się od młodego natręta. Wprawdzie już nie wydzwania do mnie co przerwę, no ale... No nic. Mam nadzieję, że Starszy Brat będzie czuwał. Zresztą nie wiadomo, czy się spodobam i mnie zatrudnią. :)

piątek, 4 kwietnia 2014

W sądzie nikt pani nie pomoże!

Zdarzyło się tak, że zostałam zmuszona do podjęcia kroków w stronę sądu. Zachciało mi się jednym słowem walczyć o sprawiedliwość, wypłatę szanownego małżonka, jego świadectwo pracy i odszkodowanie od nieuczciwego pracodawcy. Efekt? Paczka fajek w torebce, rwa kulszowa, ból kręgosłupa, łzy w oczach, nienawiść do Solidarności, rozstrój żołądka i chyba nic więcej.
Warto? W sumie... Trochę nam jest winien, nawet trochę dużo... Dałabym sobie jednak spokój, bo ręce opadają, gdy ma się do czynienia z bezpłatnymi poradami prawnymi, ale... Uzmysłowiłam sobie, że to dlatego w Polsce jest, jak jest. To dlatego pracodawcy bezkarnie oszukują pracowników. Żeby założyć sprawę takiemu delikwentowi, trzeba mieć stalowe nerwy, bądź być mną, wredną, przekorną i zawziętą mną. Nie popuszczę. Cała banda "bezradnych" mężczyzn czeka, aż ruszę sprawę. Nie przeszkadza mi to wcale, a wcale. Za bardzo jestem wściekła, na nich też.
Pełna optymizmu zadzwoniłam do PIPu. Dobrze że wcześniej poczytałam w Internecie na ten temat, bo, słowo honoru, w życiu bym się nie domyśliła , o czym ta pani ze mną mówi. Nagadała się , nagadała, a w końcu oznajmiła, że sprawa i tak się w sądzie skończy, więc lepiej żebym od razu pozwała pracodawcę męża. Ok. Małżonek wziął wolne w sobotę (!) i poszliśmy do radcy. Matko! Pani nawet nie wiedziała ile wynosi delegacja za granicą. Ja, czytając wujka Google, byłam lepiej zorientowana niż ona. No trudno, mówię do męża, pójdę w czwartek, dowiem się w Solidarności ( na stronie sądu pracy zarekomendowani ) , co mamy robić. Pełna optymizmu w rzeczony czwartek poleciałam do ich siedziby i tamże dowiedziałam się, że Solidarność owszem pomaga pracownikom, ale tylko i wyłącznie tym "swoim". Słowo, wyszłam ze łzami wściekłości i mocnym postanowieniem sabotażu następnej akcji tegoż związku parszywego. No nic. Przy kościele po południu ktoś miał przyjmować, no to poleciałam. Pocałowałam klamkę, posłuchałam głuchego dźwięku w telefonie... No żesz... Na stronie naszych lokalnych wiadomości reklamowała się pani poseł, że udziela akurat w tym dniu porad prawnych dla obywateli, tylko prosi,żeby najpierw do niej zadzwonić. Zadzwoniłam... Zgadnijcie? Tak, nikt nie odebrał. Zdenerwowana na maksa pobiegłam dzisiaj rano bezpośrednio do sądu, niech mi wytłumaczą, jak to jest z tymi radcami, którzy pod ichnią banderą mają pomagać obywatelom. .. Pani w sekretariacie obraziła się na mnie. Autentycznie była zdegustowana moim pojawieniem się w progach jej pacy. Zdenerwowała się, że żądam wyjaśnień i wymagam od niej jakiś wiadomości na temat ludzi, których poleca na stronie sądu. Na koniec powiedziała jeszcze : W sądzie nikt pani nie pomoże.
Budujące