niedziela, 29 grudnia 2013

Gender też jest dla mężczyzn



 I już nastał święty spokój, echa Gender rozbrzmiewały od czasu do czasu gdzieś daleko. Mało mnie to interesowało, bo czuję się spełniona, równouprawniona i nie mam poczucia, żeby mi ktoś kiedyś uwłaczył z tego powodu, żem baba. Chociaż nie. Jestem informatykiem i kiedyś, kiedyś, na początku XXI w, gdy wchodziłam z szanownym małżonkiem do sklepu komputerowego, to panowie tam panujący, o sorry pracujący, zwracali się bezpośrednio do towarzysza mego, ignorując me jestestwo z godnym podziwu samozaparciem... Ale to przeszłość, już to się nie zdarza raczej... No ale zdarza się, że w sklepie z np. ciuchami dla dzieci, panie tam panujące, omijają mego męża obojętnym spojrzeniem i do mnie kierują swe : "W czym mogę pomóc?". Więc to Gender to też dla panów jest.
 No i list episkopatu , który został odczytany w kościołach dnia dzisiejszego znowu rozpętał medialną wojnę. Z jednaj strony chyba dobrze, że jest podejmowana dyskusja na takie tematy, ale z drugiej strony powód niefajny. Ja nie wiem, w końcu w kościele pracują ludzie wykształceni, nie żyjemy w średniowieczu, a mimo to kościół manipuluje strachem i niewiedzą wiernych. Pod tym listem jest podpis "pasterze" i chyba o to chodzi, to nie nauka kościoła, to zwykły popas, uzależnienie od siebie. Przeinaczanie faktów, nawet nie, to jest tworzenie jakiejś mitologii. Przeczytałam gdzieś komentarz, że podobno ma sie już nie określać płci przy narodzeniu, dziecko ma sobie później samo wybrać, będzie się usuwać dzieci z przedszkoli, jeśli rodzice nie zgodzą się na to straszne Gender... Czarna rozpacz mnie ogarnia, gdy takie bzdury czytam... Z drugiej strony, to chyba tylko kościół podjął się na taką skalę "wytłumaczenia", oczywiście po swojemu, co to jest Gender. Siłą kościoła jest to, że dociera do mas. Niestety jeszcze długo nikt w Polsce nie będzie miał takiej siły przebicia.
 A z drugiej strony podoba mi się to, że mąż otwiera przede mną drzwi i mnie szanuje, bo to ładne i miłe. Niektórzy mężczyźni bowiem uważają, że "skoro chcemy równouprawnienia", to tym samym przyzwalamy na chamstwo wobec siebie, a raczej zwalniamy ich z "obowiązku" bycia miłym dla kobiet. Przykre to. Nie wiem, czy robią to dlatego, że czują się zagrożeni? Ale to Gender, to nie tylko dla kobiet. Ile osób oddałoby dziecko pod opiekę pana niani? Ile osób uważa, że pan nauczyciel, to po prostu nieudacznik? A pan pracujący w sklepie? Nie właściciel, tylko taki siedzący "na kasie"? No? Co o takich panach myślimy? Obalmy stereotyp, Gender też jest dla mężczyzn.

sobota, 28 grudnia 2013

Takie tam...

 Mimo że święta dopiero się skończyły, mimo zaokrąglonych brzuchów mojej rodziny, moje szanowne latorośle wysłały mnie po "coś na obiad". Podłe dzieci odmówiły dalszego konsumowania świątecznych smakołyków. Trudno, może mąż pochłonie te resztki. Ociężałym krokiem ruszyłam na podbój Intermarche intensywnie rozmyślając nad tym, co by tu ugotować. Szwędałam się tak po markecie z rozpaczą w oczach wśród towarzyszy niedoli, aż usłyszałam, że gdzieś tam w sklepie natknięto się na Japończyków. Jako że nie jestem wścibska, a Japończyk żadne dziwo, to wzruszyłam ramionami i dalej robiłam zakupy. Nagle kątem oka zauważyłam błysk...
  Ludzie, ja do tej pory byłam przekonana, że te opowieści o Japończykach, którzy wszystkim i wszystkiemu robią zdjęcia, to zwykły stereotyp, coś takiego, jak Polak, to pijak, Anglik, to flegmatyczny dżentelmen... Otóż okazuje się, że to nie bajki. "Mój" Japończyk był bardzo młody, dzierżył w dłoni super aparat i robił zdjęcia w supermarkecie.  To już chyba jakaś choroba narodowa ;)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Nie tylko amerykańscy naukowcy robią badania

Brytyjscy też, a co. No i ci brytyjscy wzięli i przebadali panów wskazujących na spożycie jadła, a wręcz nawet najedzonych do wypęku, oraz panów głodnych. I na cóż ich badać ? Ano na to, jak ich żołądek działa na mózg i jakie im się wtedy panie podobają. No i wyszło, że pan głodny lubi grubsze, a najedzony - szczupłe. Też mi nowina, phi. Mężczyźni chyba wiedzą to od wieków, bo lubią zapraszać kobiety na kolację, drinka... O, niech zrobią badania panów po spożyciu alkoholu... Mogę im podać nawet wyniki. Panom trzeźwym podobają się takie kobiety, które im się podobają w zależności od najedzenia, a panom nietrzeźwym wszystkie, które są chętne i pod ręką. Hehehe, pewnie są jakieś stany pośrednie ale w to nie wnikam, bo ani ze mnie amerykański, ani brytyjski, ani naukowiec. :)

p.s. Obawiam się, że po świętach będę szukać jakiegoś głodnego pana, bo mój mąż się naje, a ja przytyję.

p.s.2 Pocieszę mężczyzn. Paniami ponoć żołądki nie rządzą, ponoć lubią to, co lubią bez względu na stan nażarcia.

sobota, 21 grudnia 2013

Szał

Ja tam nie wiem co jest. Jak jestem w domu, tu machnę szmatka, tu miotnę miotełką, to mam nastrój świąteczny, sielski, anielski, kocham świat, jestem życzliwa, dni przedświąteczne są cudne. Gdy idę na zakupy, rodzina się domaga jedzenia i nie obchodzi ich moja fobia, wychodzi ze mnie Potwór. Z miłą chęcią rozdawałabym razy na lewo i prawo. Panią, która wjechała we mnie wózkiem sklepowym, bo się zagapiła na półki, z miłą chęcią zadusiłabym gołymi rękami. Pan , który uderzył mnie koszyczkiem w plecy, zerwałby bejsbolem. Nawet dziecko, które nikczemnie mnie zdeptało, oberwałoby z kolanka. Ci, którzy patrzą w drzwi od "rozbioru" w Intermarche, to nawet chyba w kościele nie są tak skupieni. Mięsa nie ma, do wędlin kilometrowe kolejki, jedna pani odpycha mnie od ziemniaków, sięga mi pod ramieniem, druga kładzie mi się na plecach i nad moja głową łapie grzybki suszone... Ja się pytam ile ludzi mieszka w moim mieście? Ile oni zeżrą na te święta? Dlaczego te kolejki się nie kończą? Dlaczego moja rodzina nie może żyć na wodzie z kranu? Chociaż przez kilka dni?

piątek, 13 grudnia 2013

Porozmawiajmy o seksie

Jest afera. Pani minister od oświaty chce zadowolić każdego. Okazało się, że nie tędy droga. Lepiej nie próbować godzić Polaków. Najpierw zaczęła o sześciolatkach. Skupiła się na rodzicach tychże, a zapomniała o nauczycielach, chyba że uważa, że oni i tak nic nie mają do gadania. Co mnie dziwi to to, że i tak rodzice są oburzeni. Nie dogodzisz. Pusty śmiech mnie ogarnia na myśl, że "moja ulubiona" naczelna niania RP, może mieć w pewnych względach rację. Niektórzy rodzice są na nie... bo nie. I nie pomogą propozycje pani minister, że nauczyciele wspomagający, że przeszkoleni nauczyciele klas starszych itd... Właśnie to, czego rodzice chcieli. Nic nie pomoże. Ale.... Nie o tym chciałam. Chciałam o seksie, a tak naprawdę o wychowaniu seksualnym w szkole. Jest propozycja. Niech sobie konserwatyści posyłają i uczą wedle swego. Kalendarzyk, wychowanie w rodzinie, takie grzeczne i cacy zgodne z naukami kościoła. Dziwne jest to, że w tych czasach kościół ma być autorytetem w sprawach miłości, seksu... My to jednak kraj zaściankowy jesteśmy, bo o ile kiedyś wyrocznią mógł być ksiądz, bo i bardziej wykształcony, światowy, no i dostęp do wiedzy miał, ale dzisiaj? Ale dobra, niech mają. Chcą tak? Wybór będzie? Ok. Ja tolerancyjna jestem.
Druga strona, też sobie może posyłać na swoje. Tam się nauczą między innymi o rodzajach antykoncepcji. Ależ proszę, też można.
Ale nie. Okazuje się, że konserwatystom przeszkadza nauka tych drugich, a ci drudzy twierdzą, że ci pierwsi chcą swoje dzieci bzdur i kłamstw uczyć. Co najdziwniejsze jedni i drudzy nie cieszą się z tego, że mogą swoje dzieci uczyć według swoich przekonań. Nie. Jedni i drudzy uważają, że ich obowiązkiem jest "ratować" cudze dzieci. Zabawne.

Stan po stanie...

Tytułem wstępu.
Dziecię me młodsze rzekło wczoraj do mnie, że ma zapytać dziadków o wojnę. Pani od polskiego kazała. Co sobie o pani pomyślałam... Dziadków? O wojnę? Oczadziała? Delikatnie dziecięciu zasugerowałam, żeby pani oznajmił, że dziadków jego podczas wojny na świecie jeszcze nie było. W duchu popukałam się palcem w czółko, werbalnie poskarżyłam siostrze i zapomniałam o temacie.
Buahahahaha. Rano zwróciłam pani honor. Dziecię me nieobyte nie zrozumiało, że stan wojenny, to nie wojna :)
Natchnęło mnie to. Nie będę oceniać, słuszny ten stan, czy nie, bo... No właśnie. Nie wiem... Za młoda jestem? Niby w telewizji mówią, że powinnam stan wojenny pamiętać, a ja ni chu, chu. Staram się, bo skoro tak mówią, to może faktycznie? Nie wiem, rodziców powinnam winić, że nie byłam świadoma? Chyba tak, bo są tacy, dużo młodsi ode mnie, którzy pamiętają i stan wojenny i "komunę"... Uważają, że mogą nawet starszym osobom co nieco wytłumaczyć i nawrócić na właściwą ścieżkę. I nie chodzi mi teraz o to, po której stronie są, bo i po tej i po tej drugiej są fanatycy, którzy nie mając pojęcia, przeżyć i wspomnień uważają, że wiedzą lepiej. Spory co do słuszności zawsze będą, ale ja zostawiłabym to historykom może? I żeby nie było, nikomu nie odbieram prawa do dyskusji, poglądów i przekonań. Nie. Ja tylko proszę tych młodszych o trochę pokory. Chociaż coś kiedyś o tej młodości, że "chmurna" i "durna" było...

środa, 11 grudnia 2013

Ja też chcę o PISA

PISA, jak sama nazwa wskazuje, bada 15 latków, czy są tak mądre, jak w innych krajach. No dobra, nie wskazuje, ale bada. A nie wskazuje, bo to skrót zagramaniczny, który po rozszyfrowaniu przez jakąś mądrą osobę brzmi ponoć tak : Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów. Celem tego badania jest, i znów ktoś mądry mi to wyjaśnił, uzyskanie danych o umiejętnościach uczniów, którzy ukończyli 15 rok życia, w celu poprawy jakości nauczania i organizacji systemów edukacyjnych. No i teraz drżyjcie narody, bo polska młodzież zajęła z matematyki 1 miejsce w UE, a na świecie 14. Wow. I jeszcze gadajo ludzie, że nam się poprawiło i z innych przedmiotów też. Pieją peany na swoją cześć szkoły, nauczyciele i ministerstwo. Tylko... Nikt nie widzi, nie, kłamię, gdzieś tam nieśmiało jest wspominane, że to niekoniecznie tak. Że może to desperacja, a czasami i frustracja rodziców doprowadziła do tego. Szkoła owszem, wymagania stawia, gorzej z ich realizacją. Dzieci i rodzice dali się wkręcić w system i stają na głowie, żeby dobrze wypaść na testach, żeby szkoła nie spadła w rankingu... Młodzież jest mądra, nie przeczę, ale jakim kosztem? Mnie się zdaje, że hmmm " za moich czasów" więcej uczyła szkoła. Mniej pracy mieliśmy w domu, a i tak wiemy więcej i całe szczęście, jesteśmy w stanie pomóc naszym dzieciom. Widzę, jak jest u Starszego. Test mają 1 kwietnia, a praktycznie od początku roku szkolnego uczą się go rozwiązywać, żeby nie "zawalić". Moje dziecię od września denerwuje się tym testem. W szkole są nawet specjalne dodatkowe godziny z polskiego i matematyki, które są przeznaczone tylko i wyłącznie na testy. I teraz tak. Zamiast spożytkować ten rok na naukę czegoś nowego, to nie. Czwarta i piąta klasa jest przeładowana do wypęku, dzieci sobie rady nie dają, ja jestem zmęczona, a tylko pomagam, a w szóstej same powtórki. Odbiegłam od tematu. Ale tak jest. Nasze dzieci od 1 klasy podstawówki uczą się rozwiązywać testy. Od pierwszej klasy trzeba przysiąść z dziecięciem, żeby społeczności klasowej i nauczycielowi średniej nie obniżyło. No to nic dziwnego, że w międzynarodowym teście nam się poprawiło. Jesteśmy zaprawieni w bojach. Poza tym ponoć rynek korepetycji jest olbrzymi. Nawet powstają firmy przygotowujące do testów, matury... Zastanawiające nieprawdaż? Skoro szkolnictwo takie super...

niedziela, 8 grudnia 2013

Wspomnieniowo

Moje młodsze dziecię, gdy zdało do trzeciej klasy zażądało, żeby je wysłać na kolonie do Sztutowa. Się wzięłam przerażona, że jak to tak, takie małe, a chce gdzieś jechać sobie precz, więc jęłam wyjaśniać dziecięciu swemu, że jak już zapłacę za kolonie, to już mus, mogiła i trzeba jechać. Dziecię, nieodrodny syn ojca swego, zaparło się jak cielę, osioł, i co tam jeszcze upartego w naturze żyje i koniec. Jedzie. Z duszą na ramieniu zaczęłam załatwiać, zerkając raz po raz na dziecko, że może jeszcze, że może nie chce, że może jednak raczy się rozmyślić i zaoszczędzi matce swej jedynej cierpień i bólu rozstania.
Nastał jednak wreszcie wieczór ten ostateczny i dziecię wsiadło niepewnie do autokaru. I ojciec jego jedyny z Austrii przyjechał i zdążył się ze Stworkiem pożegnać.
Rano, koło dziesiątej dziecko zadzwoniło, że dojechali i idą się rozpakowywać. Organizator nie łgał, do wieczora była cisza, bo dziecko czasu nie miało dryndolić do rodziców. Ale wieczorem... Zaczęło się. Dziecko dzwoniło, że się boi spać, że mamo, że jak to, że weź wreszcie poczytaj. Wzięłam "Dzieci z Bullerbyn" i czytać zaczęłam, aż dziecię pełne wrażeń zasnęło. Ufff. Też poszłam spać. Druga w nocy. Budzi mnie telefon i słyszę Młodszego:
-Mamoooo, pić.
No żesz zwariowało me dziecko. Co mam zrobić? Tylko spokojnie. Poradziłam, żeby wziął kubeczek i skorzystał z tego, że łazienkę w pokoju ma i niech sobie pójdzie i wody naleje, a jutro niech nie zapomni zakupić sobie czegoś i przy łóżku postawi.
- Dobra, poczekaj - zaszemrało w słuchawce. 
Dobra, czekałam aż Młody wrócił i zażądał dalszego czytania.  Czytałam posłusznie, bo dziecko pierwszy raz poza domem śpi i to tak daleko, to niech ma poczucie, że może na mnie liczyć. Zasnęło wreszcie i do rana był spokój. 15 godzina nastała i telefon znów zadzwonił i słyszę, że dziecię me wyje, jakby mu krzywdę zrobili, bo pani powiedziała, że po ciszy telefon zabiera i nie ma dzwonienia do rodziców. W duszy pani jęłam dziękować, a dziecku tłumaczyć, że nie będzie tak źle, że będzie zmęczony i szybko zaśnie, a teraz niech się bawi, nad morze pójdą zapewne, basen mają w ośrodku. Niech korzysta i nie martwi się na zapas.  
Nadszedł wieczór i dziecko me zadzwoniło... Jak to?  Przecież miał już po nocach nie dzwonić, miałam spokojnie spać w nocy, a nie książki Potworowi czytać.  No i dziecko chichocząc oświeciło mnie, ze tylko on dostał telefon, bo łaził za panią i jęczał, aż w końcu uległa. Od tego momentu bać się przestałam o Łotra, bo widzę, że bardziej martwić powinnam się o zdrowie psychiczne otoczenia. Znowu czytanie...
Następnego dnia nic nie zakłóciło spokoju dziecięciu memu i w końcu poopowiadał trochę. Nie, w morzu się nie kąpał i nie będzie, bo morze jest wielkie, brzegu nie widać, a różnie to bywa, jeszcze się utopi i co? Przyznałam dziecku słuszność, tym bardziej przestałam się martwić i zakończyłam rozmowę. 
Wieczorem telefonu nie było. Dopiero w porze ciszy poobiedniej dziecię zadzwoniło oburzone, że pani mu "zajumała" telefon, a potem podstępnie się przed nim schowała i nie mógł jej zamęczyć.  
Od tej pory miałam spokój. 
Dzwonił tylko po obiedzie i opowiadał.
A to koń zasnął, jak na nim jeździł.
A to czyścił konia, a ten kupę zrobił. 
A to inny koń chciał wybić zęby temu, na którym jechał Młody. 
Było tego. Miał przygód od groma i ciut i nawet całkiem zadowolony był.
Kiedy przyszło do powrotu... Buahahaha. Według niego, powinnam cały dzień stać w miejscu, do którego mieli dojechać i czekać na niego. A w jaką panikę wpadł, bo pieniądze mu się skończyły w telefonie i nie będzie mógł matki męczyć, żeby na pewno była o tej i o tej na miejscu i żeby nie zapomniała go odebrać :D 
Telefon doładowałam, dziecię odebrałam i na razie z koloniami jest spokój. Pojechał, dotknął, zobaczył i na razie więcej nie chce. Fajnie było, ale daleko :D

I nastał ten dzień

I nastał ten dzień, że zachowanie Bestii mnie nie zezłościło, nie rozśmieszyło, nie zirytowało lekko, tylko najzwyczajniej wbiło w krzesło, odebrało język w gębie i zasmuciło. Nakazało wręcz zastanowić się, tak dogłębnie, w sumie chyba pierwszy raz tak poważnie, nad tym czy dobrze moje pociechy wychowuję. Jestem w tak totalnym szoku i tak wstyd mi za Bestię, że... Hmmm 
Zadzwonił do Bestii kumpel z pytaniem, czy nie pójdzie z nim do kina, na "Igrzyska śmierci". Oczywiście nie zgodziłam się, nie na ten film. Ostatecznie stanęło na "Krainie lodu". Fajnie, dziecko się ubrało, dostało pieniądze i zaczęło oczekiwać na kolegę. Ponownie zadzwonił telefon, a Bestia schowawszy się w kuchni odebrała. Nie zwróciłabym na to uwagi, ale akurat udałam się do łazienki powiesić pranie i co usłyszałam? Usłyszałam, jak Starszy informuje kolegę, że Młodszy nie chce z nimi iść. Pomijam już to, że Młodszy wyraził wcześniej chęć, ale mu powiedziałam, że skoro go Filip nie zaprasza, to ma się nie wciskać. No i okazało się, że był też zaproszony. Naprawdę zachowanie Starszego zasmuciło mnie. Nie chciał iść z Młodszym ok, ale mógł przyjść, powiedzieć, podać jakiś konkretny argument dlaczego, ale nie tak... Nie w ten sposób.
Większą przykrość chyba zrobił swej rodzicielce, niż bratu...

czwartek, 5 grudnia 2013

Nie czytać tego, muszę się wyładować

Dzisiejszy dzień, to jakiś jeden wielki koszmar. Nerwy mam napięte. Płakać mi się chce, a nawet cichutko zawyłam:
-Niech się już ten dzień cholerny skończy!!!!!
Chyba faktycznie lezie ten orkan, dziad parszywy. Durna pogoda. Co to ma być, żeby wiatr rządził moimi emocjami?
Czuję, że ... Kuźwa, już nie czuję. Młodszy Potwór zadzwonił i znowu mnie wnerwił.
Najpierw rano sama wpędziłam się w wyrzuty sumienia. Bestia miała próbny sprawdzian szóstoklasisty, a ja uznałam, że to jest doskonały moment na to, żeby dorwać panią od matematyki i wyjaśniać.... Wrrr. Głupich nie sieją, sami się rodzą. Pani tak nagadała młodemu, że aż zbladł. Wprawdzie przytuliłam go później, ale kolorów mu to nie przywróciło i ze łzami w oczach poszedł biedny na ten kretyński test. Po napisaniu zadzwonił i miał dobry humor, ale ja przecież problem muszę znaleźć i oczywiście  znalazłam. Jak dla mnie pisał za krótko, a mógł dłużej, bo ma przedłużony czas, a przecież mógł jeszcze sprawdzić, bla, bla, bla. No durna jestem.
Dobra Bestia odpadła, przetrawiłam, no trudno, to tylko próbny...
Za chwilę zadzwonił Młodszy Potwór i z gębą do mnie, że mu nie przypomniałam, że miał przeczytać coś na polski i że dostał jedynkę, i to nie jest jego wina, tylko moja... No luuuudzie. Trafiło mnie. Ale wrzeszczałam na niego, ale wrzeszczałam. Będzie miał karę, nie za jedynkę, tylko za to, co powiedział. No nic, wykrzyczałam wściekłość, siadam do librusa i cóż widzę? Młodszy dostał 2 z odpowiedzi z historii. No wiecie co? Jak on to zrobił? Przecież umiał? Trudno... Ale jak znowu zadzwonił i powiedział, że on nie będzie pływał, bo nie ma okularów.... Niech lepiej dzisiaj nie wraca do domu, słowo. Niech idzie spać do babci. Może to nic takiego, to wszystko. Ale mówię, orkan idzie i szaleństwo się budzi we mnie. Czuję to.

środa, 4 grudnia 2013

Jak obłaskawić Bestię

 Moja Bestyjka kochana miała dzisiaj w szkole Mikołajki. Mają zwyczaj, że losują , kto komu ma zrobić prezent, ale najpierw każdy po kolei wstaje i mówi, co chciałby dostać, co sprawiłoby mu największą przyjemność. Akurat dziewczyna, którą wylosował Starszy, wymyśliła sobie, że ona chce niespodziankę. Jessssu. No? Ja się pytam dlaczego? Skąd u diaska mam wiedzieć, co chce dostać dwunastoletnia dziewczynka? I to za 15 zł? No? Przecież ja mam synów, a za moich czasów cieszyliśmy się ze wszystkiego, bo i tak nic nie było.
Całe szczęście, że Kamil zaobserwował, co młoda lubi. Ufff . Poszliśmy do miasta i zaczęła się polka galopka na dwa gusty. No żesz. Moje dziecko to "wieśniak". Im co bardziej błyszczące i rzucało się w oczy, tym dla niego ładniejsze. Jak zobaczyłam co mu wpadło w oczy, to prawie zemdlałam. Naszym babciom podwórkowym prezenty niech robi. Pierwsze za co złapał, to sznur koralików z niebieskawych szkiełek, ale wypolerowanych tak, że koleżanka świeciłaby z odległości kilometra. Całe szczęści za drogie były. Przecież wstydu rodzinie by narobił. Następnie złapał za kolczyki, które wprawdzie świeciły troszkę mniej, ale za to ważyły chyba z kilogram. Były w dobrej cenie niestety. Co ja robiłam, co ja robiłam, żeby mu to z głowy wybić... Wreszcie mu powiedziałam, że dziewczynki chcą być szczupłe i mało ważyć, a w tych kolczykach będzie ważyła tonę i znienawidzi go do końca życia. Dał się przekonać. Całe szczęście, że był z nami Młodszy i zobaczył wisiorek z zieloną kokardką. Do tego Kamil znalazł zielona bransoletkę też w kształci kokardki. Ufff. Obyło się bez ofiar, ale chyba nie chcę, żeby moje starsze dziecię robiło mi kiedyś prezenty. Pozwalam mu rysować dla mnie laurki do końca życia.
 A jak obłaskawić Bestię? Ano kupić mu siedem długopisów i torbę słodyczy. Zadzwonił do mnie ze szkoły tak szczęśliwy i zachwycony tymi długopisami, że aż mi się zrobiło cieplej na serduchu.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Paranoja

Polskie szkolnictwo to paranoja. Wszystko ślicznie wygląda w przepisach, statucie i co tam jeszcze stanowi o oświacie. Jestem ciekawa, czy ktokolwiek z mądrali siedzących na wysokich stołkach, począwszy od dyrektorów szkól, wie, co tak naprawdę dzieje się z dziećmi w polskiej szkole. Chyba raczej nie wiedzą, chyba że w tym uczestniczą. Jestem za tym, żeby sześciolatków ABSOLUTNIE nie posyłać do szkół. Temu kto podpisał taką reformę, powinni poobcinać ręce przy samej d... Będę do znudzenia powtarzać, nie mam nic do 1-3. Nie spotkałam się ze złą wolą nauczycieli w niższych klasach.  Pewnie tam też znajdują się debile i sadyści, ale ja na takich, całe szczęście, nie trafiłam. Za to to, co teraz musi moje dziecko przechodzić zakrawa o sadyzm. O ja naiwna. Pluję sobie w brodę, że za mało się czepiam nauczycieli, ale teraz nie popuszczę. Nie ma mowy. Już mi siostra ma osobista, nauczycielka zresztą,  zwróciła uwagę na to, ze nauczyciele wprawdzie traktują inaczej dzieci z "papierkiem", ale nie tak, jakbyśmy tego sobie rodzice życzyli. A ja się dziwię, że moje dziecko stało się Bestią. Nie dość, że dojrzewa, to dzisiaj wprost mi nauczycielka powiedziała, jak się traktuje dzieci dyslektyczne. Mam nawet nie liczyć, że w gimnazjum będzie lepiej, bo dopiero w gimnazjum zobaczę.... To właśnie powiedziała mi pani, która po południu uczy Starszego dodatkowego angielskiego, a rano... no właśnie w gimnazjum. Mam się zacząć bać? Ona nie pozwoli na to, żeby on się zasłaniał dysleksja, bo w gimnazjum nikt na to nie będzie zwracał uwagi. A dodam, że ta pani uczy w gimnazjum, do którego moje dziecko ma przydział z rejonu, to chyba wie, co mówi. Zresztą też coś na ten temat już słyszałam. To co on robił, gdy nie miał "papierka", było lepiej odbierane, bardziej pobłażliwie, niż teraz, gdy mają wytłumaczone, dlaczego się tak zachowuje. Nie kumam tu czegoś. Nagle stał się wrednym dzieckiem, które wykorzystuje, ba domaga się, wg nauczycieli oczywiście, specjalnego traktowania. Paranoja. Życzę wszystkim, by mieli dzieci, które sobie poradzą z nauką, nie będą miały żadnych dysfunkcji, będą super grzeczne i w ogóle będą naj, bo inaczej, będziecie mieli w domu zamiast dziecka, kłębek nerwów.

czwartek, 28 listopada 2013

Szykuję się do rozmowy

Testuję aplikacje librusa na telefony, no i dostałam wiadomość, że Kamil dostał 1 z przyrody. Zdenerwowałam się, bo wiem, że potrafi i zaczęłam zastanawiać się, co się stało, bo akurat pani z przyrody jest bardzo wyrozumiała. Długo się nie zastanawiałam, bo na przerwie zadzwoniło do mnie dziecię, a raczej oburzona Bestia. Z wściekłym charkotem i sykiem poinformowała mnie o 1 z przyrody obwiniając o nią nauczycielkę. Nikt nie zgadnie, co ten Potwór zrobił. Nigdy nie było z nim problemów. Załkałam, a Bestia pałając świętym, choć może nie w tym przypadku, bo świętym być przestała od jakiegoś czasu, oburzeniem, oświadczyła, że pani ma jakieś dziwne fanaberie i kazała wstać Bestii do odpowiedzi, a Bestia miała życzenie odpowiadać na siedząco. Chwilę się przekomarzali, ale gdy Bestia kategorycznie odmówiła zeznawania na stojąco, pani się zdenerwowała i wstawiła do dziennika 1. Z Bestią w stanie wskazującym na rozgoryczenie, wściekłość i przekonanie o swej racji, nie da się za bardzo rozmawiać, więc powiedziałam tylko, że porozmawiamy w domu i czym prędzej się rozłączyłam. Teraz siedzę i dumam w jaki sposób mam wytłumaczyć Bestii, że to ona racji nie miała, nie narażając jej się zbytnio.

wtorek, 26 listopada 2013

Coś się dzieje

 Od pewnego czasu mam w domu Odkurzacz, przyzwyczaiłam się, ale kilka dni temu moje starsze dziecię zamieniło się w Magasfochowaną Bestię Tryskającą Jadem, w skrócie MBTJ. Nie powiem, zaczynam być lekko spanikowana i przerażona. MBTJ przestało komunikować się w ludzkim języku, ba, nawet przestało się starać. MBJT zaczęło kłamać na potęgę, kląć przy okazji i bez kazji, zaczęło bez powodu terroryzować Odkurzacz i swoją własną rodzicielkę, która stanęła okoniem, przez co stała się Wrogiem Publicznym Number One Megasfochowanej Bestii Tryskającej Jadem, w skrócie WPNOMBTJ.
 Nic to , kupiłam ziołowe (na razie) tabletki na uspokojenie i zaczęłam spokojnie analizować powody, dla których moje starsze dziecię, też nie święte, ale dające żyć, zmieniło się a MBJT.  Najpierw zaczęłam podejrzewać podstępne krasnoludki o podmiankę swojej bestii na moją. Wprawdzie podmieniają niemowlaki, ale to, co teraz zamieszkało w moim domu, też bym chętnie komuś podrzuciła, więc może to być przyczyną. Gdy Bestia poszła spać, poszłam z latarką, stanęłam u wezgłowia i patrzę, czy łeb puchnie. Nie puchnie, ale może to są późniejsze objawy. Jednak musiałam wykluczyć krasnoludki. Bestia nie pochłania olbrzymich ilości pokarmu, wprawdzie drze koparę, ale takie wybuchy kończą się zazwyczaj płaczem, a nie wzrostem łba. Trudno. Musiałam przyjąć do wiadomości, że to musi być moja Bestia. Nawet wiem co się stało. Po prostu po dwunastu latach użytkowania, wzięła i się popsuła. Symptomy były. Jakieś dwa lata temu zaczęła pośmierdywać i wydzielać z siebie jakąś tłustą maź, jednak wtedy wystarczały tylko niewielkie zabiegi kosmetyczne. Teraz zaś trzeba będzie obmyślić jakiś program naprawczy. Dlatego :

Rodzicu, jeśli Twoje dziecię zaczyna pośmierdywać, to wiedz, że coś się dzieje i wkrótce zamieszka z Tobą MBJT.

czwartek, 21 listopada 2013

Odkurzacz

Odkurzacz ma już 10 lat. W zeszłym roku coś się z nim stało i przestał odkurzać, a zaczął pochłaniać. No cóż, człowiek się przyzwyczaił do Odkurzacza, niech sobie pochłania. Jednak z dnia na dzień Odkurzacz coraz więcej chce pochłaniać. Całe szczęście, że sam się opróżnia. Staje się nieznośny i już o niczym innym nie myśli, tylko co by tu jeszcze. Gorzej, doszło do tego, że wściekłym warczeniem i charkotem domaga się, żeby go natychmiast obsłużyć. Do kogo nie poszedłby na "służbę" tam pochłania. Odkurzacz staje się koszmarem dnia codziennego. Jak zapchać Odkurzacz?

wtorek, 19 listopada 2013

Mega wk..

Pisałam, że młody ma dysleksję? Pisałam. Opinia dostarczona do szkoły, do rąk wychowawczyni we wrześniu, w pierwszym tygodniu nawet. No i luz, przestałam się martwić egzaminem szóstoklasisty, młody się uczy, w opinii zalecenia, no to szukamy odpowiedniego gimnazjum.
W zeszłym tygodniu dziecię wręczyło mi karteczkę, a tam napisane mniej więcej :  imię i nazwisko, klasa, numer w dzienniku, w jakiej sali egzamin będzie pisany, drugie imię- brak, poprawiłam, bo ponoć pani kazała dane sprawdzić. Między innymi było coś takiego: dysleksja-brak. Durnam, bo mogłam od razu czepić się, że jak to, ale pomyślałam sobie, że skoro mam poprawić, to poprawię i będzie dobrze. Do głowy mi nie przyszło, że powinnam to sprawdzić. No i dzisiaj dziecko mówi, że pani stwierdziła, że przecież on nie ma dysleksji. Dziecko, jak to moje dziecko, słowem sie nie odezwało, obróciło się na pięcie i poszło. Pani jednak zajrzała do swojej szafki, poszperała, wyciągnęła opinię i powiedziała:
-Przepraszam, faktycznie masz dysleksję słuchową.
No to ja teraz pytam? Po co ja się szarpię, po co wnerwiam, po co męczę dziecko, dlaczego moje dziecko popada w coraz większą frustrację? Bo co? Bo pani zapomniała przekazać innym nauczycielom opinię, ba, zapomniała chyba przeczytać? Te wyrównawcze z matmy, to tez dlatego, że ona sobie zlała? A młody coraz bardziej znerwicowany, bo miało być inaczej? Bo dostał dwóję z fonetyki? Przy takiej dysleksji? No żesz kurwa mać. I co teraz z egzaminem? O ile się orientuję, do komisji taka wiadomość powinna dotrzeć do końca września. I co? Wyrównawcze też... Kamil źle zrozumiał, aha.. Oj, ja się za tydzień przejdę. Sprawdzę, czy pani przyjdzie na wyrównawcze. Dziecko mi marnują. On naprawdę nie musi być super uczniem , nie wymagam jakiegoś specjalnego traktowania, ale miał mieć dostosowania, mają w opinii, jak z nim pracować. Wyć mi się chce, ręce mi opadły. Kuźwa, to my z młodym obydwoje sie męczymy i nie rozumiemy co jest grane, dlaczego jest tak oceniany... A... I jeszcze co. Nie dostaję żadnych sprawdzianów do domu do wglądu, prawa kurwa autorskie. FUCK. Zaufałam szkole...
Napisałam do pani zapytanie na librusie. Nosi mnie

poniedziałek, 18 listopada 2013

O tym, jak małżonowi wali się świat :)

 Przyjechał małżon na weekend. 
- J mówi, że załatwia pracę w W.
-Ok, to co będziecie pracować teraz w Polsce?
-No, a co, masz coś przeciwko?
-Nie, ale niech Ci powie wcześniej, pracy poszukam.
-A co? Masz zamiar pracować?
-A nie? Będziesz na miejscu, to będziemy się zmieniać przy dzieciach, mogę w końcu iść do pracy.
-Podobno zarobię .... .
-I dobrze, ale nie licz na to, że będę w domu siedzieć, też chcę iść do pracy.
Oj nie po nosie małżonkowi, że chcę pracować. Nawet próbuje mnie straszyć, ze będzie chłopaków "ustawiać". Niech ustawia, odpocznę sobie, tylko niech nie zapomni odrobić z nimi lekcji, zaprowadzić na angielski, harcerstwo, Starszego na terapię, iść na wywiadówki (może w końcu pozna wychowawczynie chłopaków i wzajemnie). Umowa była, że on wyjeżdża, a ja rezygnuję z pracy, teraz już nie będzie takiej potrzeby, to wracam. Chyba za bardzo się przyzwyczaił, że przyjeżdża do domu i nic nie musi. Koniec, nie ma tak.

I na koniec:
-Kurcze, zapomniałam kawy kupić.
-Widocznie nie musisz pic kawy, skoro o niej zapominasz, możesz rzucić.
-I co jeszcze? Faje rzuciłam, kawę mam rzucić... Uważaj, żebyś nie był następny ;)
 

czwartek, 14 listopada 2013

Przeczytane

"Zgłosiła się do mnie osoba z najbliższego otoczenia (...). Kiedy dowiedziała się o tej sytuacji , nie potrafiła sobie z nią poradzić. Tak ją to zszokowało, że postanowiła podzielić się tą informacją z dziennikarzem, żeby coś w tej sprawie zrobić"

Tak mnie rozśmieszy ten fragment, ze postanowiłam się czym prędzej z Wami tym podzielić, żebyście się też pośmiali. Te osoby z otoczenia, to takie dobre dusze są.

wtorek, 12 listopada 2013

 Miałam śliczny tytuł dla tego posta. No taki był cudny... Życie zweryfikowało, więc za karę tytułu nie będzie :)
 Nie jestem roztrzepana, serio. Nie wiem co mi się dzieje ostatnio. 
 Historia zaczyna się w dniu, kiedy otrzymałam kluczyk do tajemniczego pomieszczenia....
Hehehe, do śmietnika dostałam kluczyk, który natychmiast raczyłam zgubić :) Pożyczałam od sąsiadki ale ileż można, też kobieta może się przyzwyczaiła do kluczyka, może się boi, że jej też zgubię, pogubię zresztą wszystkie kluczyki, wszystkich sąsiadów... Postanowiłam, że pójdę i dorobię ze dwa od razu. Poszłam w piątek. Ucieszona oddałam sąsiadce skarb, złapałam za śmieci i... Zonk. Nie działa ani jeden, ani drugi.
 Dzisiaj sąsiadka zaufała mi po raz kolejny i znów użyczyła mi swój kluczyk. Założyłam buty na monstrualnym obcasie, ach próżność, i poleciałam. Jak to powiada Chodakowska, brzuch wciągnięty, cyc wypięty, pośladkami mogłabym te orzechy, co im Jagna rady nie dała i idę dumna i blada. Przechodząc koło sklepu zobaczyłam starszego pana o lasce, w kapelusiku, eleganckim płaszczyku, jak dorwał jakąś babeczkę i założył jej kaptur na głowę. Chyba go kusiło, bo chichotał jak szatan. Babka go zrąbała, pan się zmył, a ja ryknęłam śmiechem i poleciałam dalej. Całe szczęście, że widziałam tego radosnego staruszka, całe szczęście. Tylko dzięki niemu nie trafił mnie szlag na miejscu. Przeszperałam kieszenie, torebkę, nawet portfel i co? I g..wno. Poszłam do reklamacji, a kluczy nie wzięłam, ot co :D

poniedziałek, 11 listopada 2013

Świętujemy

 Dziś 11 listopada - Dzień NiepodległościŚwięto piękne, szlachetne i godne. Dlaczego nie może być takie, na jakie zasługuje? Dlaczego zawsze musi się kończyć bójką? Święto powinno być radosne, po tylu latach odzyskaliśmy niepodległość. Serio, jest się z czego cieszyć, więc dlaczego się kłócimy, bijemy? Spalono flagę rosyjską, tęczę...
 Oglądam wiadomości. Weszło me starsze dziecię:
-Mamo, co się dzieje? Wojna?
-Nie, synku. Marsz niepodległościowy.
-To dlaczego oni się biją?
-Bo każdy z nich inaczej wyobraża sobie Polskę.
-Mamo ale dzisiaj przecież święto, nie?
-No święto i tak świętują w Warszawie.
-Wstyd.
I poszedł sobie. Nie chcę, żeby dzisiejszy dzień tak mu się kojarzył. No ale WSTYD mości panowie, też sobie idę.

Jak można szargać tak zacne nazwisko? Jak co roku narodowościowcy są biedni, niewinni i poszkodowani. Policja się na nich uwzięła. Biedactwa. Ktoś mądry dzisiaj rzekł, że oni nic nie robią przez cały rok, a 11 listopada, hurrra. Manipulują ludem. Bezsilna złość mnie ogarnia, gdy tak patrzę, jak szkodzą Polsce. Banda sfrustrowanych "prawdziwych polaków", chronią się pod flagą, żeby drzeć gęby w razie czego, że szargana jest świętość. Ehhh.

I wstał Zawisza Czarny
I chwycił za swój miecz
I skończył żywot marny
Zawiszy, jednym z cięć
Jak śmiesz- wrzasnął oburzony
Kalać imię me
I tuląc się do żony
Pogrążył się we śnie 

sobota, 9 listopada 2013

XD

Wracałam z Młodym ze sklepu. Coś tam mi opowiadał śmiesznego i zamiast zachichotać powiedział iks de. Zatelepało mną. No żesz, dziecko internetowe ze mną gada. Do matki? Skrótami? Co to ma być. Pomyślałam, zastanowiłam się i przypomniałam sobie, że już dawno powinnam się żachnąć na dziecię me. Zamiast mówić do mnie, że zaraz wraca, mówi zet wu, zamiast się czymś zachwycić mówi do mnie lol. No co to ma być. Mam mu zacząć czytać literaturę piękną? Włączać TVP kultura? Mówić do niego literacką polszczyzną? Odciąć od internetu (nie neta) ? Czemuż ach czemuż te dzieci są takie leniwe? No co to za rozmowa?

-Cze
-Cze
-W porzo?
-Spoks
-Zw
-Nara
-Nara

Coś pięknego. Chyba zacznę się czepiać ;)
 

czwartek, 7 listopada 2013

Ciężko być dzieckiem

 Serce mi się kraja ale ni pomogę dzieciom swym. Niech ponoszą odpowiedzialność za czyny swe. 

 Starszy

Chyba miał dziewczynę. Pokłócił się z nią i póki chodził do szkoły większych konsekwencji nie było widać. Pech chciał, że raczył zachorować. No i zaczęły się schody. Napisał do jednej koleżanki z prośbą o lekcje - nic. Napisał do drugiej - odpisała, żeby wziął od kogoś innego, bo ona ma zajęcia. Napisał do trzeciej - też nic. Czyżby zmowa? Pewnie tak. Z jednej strony fajnie, że dziewczyny trzymają sztamę ale z drugiej strony nieładnie z ich strony. To co się stało pomiędzy Starszym, a jego dziewczyną, to jest ich sprawa i nie powinny dziewczyny w to wchodzić. No i trudno mi opisać... Nie chcę wyjść na stronniczą... Ja wiem, że Starszy jest dojrzalszy?, poważniejszy?, milszy?. Nie wiem jak to określić ale jest inny niż reszta chłopców w jego klasie. Nie uważa, że dziewczyny to samo zło, że są inne, głupsze, czy co tam jeszcze. Ok, może stwarzać wrażenie dojrzałego faceta ale to dalej dwunastolatek i nie powinno się od niego wymagać "bycia w związku" jako takim, jak to próbowała wymusić na nim jego dziewczyna. Nie bardzo można od niego wymagać, że rzuci ulubioną grę i poleci na spotkanie, bo dziewczyna tak sobie życzy. Jeszcze nie. Ale co tam. Nie będę nikomu tłumaczyć, niech sam sobie rozwiązuje problem. I tylko serce rwie się, żeby dorwać którąś dziewczynę i powiedzieć, weź Ty się ogarnij ;)

Młodszy

Aaaaaa. Młodszy. Czekam z obawą lekką, czy nie zostanę wezwana do szkoły na rozmowę. A mianowicie. Młodszy jest w konflikcie z Kolegą. Był z nim już na kolonii i się nie dogadywali. Mnie natomiast jest głupio przed niesamowicie sympatycznymi, mądrymi i miłymi rodzicami Kolegi. Wiem, że mój synuś ma dużo za uszami ale raczej w szkole, na kolonii czy nawet kiedyś w przedszkolu, zawsze umiał się kontrolować i na prawdę był bardzo "grzeczny". Nawet czasami się zastanawiałam, czy mówimy z nauczycielami o tym samym dziecku. Ale w końcu nie wytrzymał i pobił Kolegę. Całe szczęście początek zajścia widziała wychowawczyni Starszego, bo akurat to nie Młodszy zaczął.  Przed angielskim stał sobie mój syn i rozmawiał z koleżanką. Nagle podleciał od tyłu Kolega i uderzył Młodego w plecy, aż ten się wywrócił i rąbnął głową w podłogę. Tę część widziała nauczycielka i kazała Koledze przynieść na drugi dzień dzienniczek. Moje diablę natomiast odczekało, aż nauczycielka wyjdzie ze szkoły, wyczuło moment i pobiło Kolegę. Hmmm. Mam teraz dylemat. Młodszy już dawno mnie ostrzegał, że w końcu nie wytrzyma, bo Kolega wiecznie się go czepia i oskarża o różne dziwne rzeczy. Nie zareagowałam, to mam. Będę musiała porozmawiać z rodzicami Kolegi. Młodemu poradziłam, żeby omijał Kolegę szerokim łukiem i tyle.

Chyba ciężko być dzieckiem ;)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Teściowa atakuje :D

W sobotę przyszła teściowa. Fajnie, tylko dlaczego ona uważa, że najlepsza pora na odwiedziny, to godzina 19 ? Przyniosła po piwku, małżon zaprotestował, powiedział, że do jednego nie siada, ale że to jego mama, musiał nam towarzyszyć. Teściowa nie wytrzymała i przygadała mi, ze Rafała nie zaciągam za uszy do niej. Ale jak subtelnie to zrobiła :D  Buahahahaha Najpierw stwierdziła, że do córki, do której zresztą wylatuje niedługo, już powiedziała, że synuś jej nie odwiedza, że ona nie wie, co się u nas dzieje no i, że Rafał w ogóle sie nie interesuje, czy ona jeszcze żyje. Buahahaha Oczywiście moja reakcja była natychmiastowa, bo wiem, że to się tak zaczyna, nie dam się i już. Usłyszała ode mnie, że zauważyłabym, jakby nie żyła, bo przechodzę koło jej domu codziennie i kontroluję na odległość, co się u niej dzieje, a poza tym zauważyłabym klepsydrę. Może to nieładnie z mojej strony ale kuźwa, jak sobie syna wychowała, tak ma. Swego czasu sama sobie zasłuzyła na takie traktowanie, a poza tym, jak jej pyskuję, to ona chyba się trochę boi i nie śmie jeździć mi po głowie. Dobra, przełknęła to jakoś ale nie dała za wygraną. Po jakimś czasie stwierdziła:
- Nie wiem, ja żyłam z moją teściową, jak pies z kotem, nie lubiłyśmy się ale zawsze namawiałam ojca, żeby ją odwiedził, tylko on nigdy nie czuł potrzeby.
O Ty, pomyślałam sobie i niewiele myśląc wypaliłam:
-Widocznie Rafał też nie czuje potrzeby, chłopców się wychowuje dla świata. Ile razy słyszałam od niego, gdy szliśmy do mamy "Tylko nie siedzimy długo. Nie pij kawy". Ja jestem częściej niż on, nawet pieniądze za garaż każe mi zanosić, dopiero jak on wyjedzie.
Oczywiście powiedziałam to ze śmiechem ale kuźwa nie dam się. Już raz było tak. Wszystkiemu ja byłam winna, bo za niego nie załatwiłam, nie poszłam, nie zadzwoniłam, nie znalazłam mu pracy... W końcu nie jestem jego mamą, tylko żoną i nie obiecywałam, że będę go niańczyć.


Buahahahah ale Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Dostałam po nosie. W niedzielę, jak już Rafał pojechał, zostawiłam chłopaków w domu i wyskoczyłam do sklepu, bo brakło mleka. Po drodze gadałam przez telefon z siorką, a w tym czasie mały terrorysta próbował się dodzwonić do mnie, bo jak to, już 15 minut mnie nie ma. Nooo, nie odebrałam. Za chwilę dzwoni teściowa do mnie. Kuźwa, ten diabeł do niej zadzwonił, że poszłam do sklepu i on nie może się do mnie dodzwonić. Rozważam opcję, czy następnym razem nie zapakować go mężowi do walizy i pozbyć się "kleszcza" terrorysty chociaż na chwilę.

Buahahahaha

piątek, 25 października 2013

Tak sobie myślę :D

 Starszy gada na skajpie - krzyczy, piszczy, wydaje różne dziwne odgłosy, jak to starszy i ...  nagle cisza. Stonowany głos, piękne słownictwo. Hmmmm. Co jest kurczę?  Ano dziewczyna dołączyła do rozmowy. Nie wiedziałam, że to już dziewczyny mają wpływ na chłopaków i na odwrót. Dziewczyna ściąga z neta minecrafta, żeby pograć z moim dzieckiem w sieci. :D

 Młodsze dziecię zażądało kanapki z nutellą. Siadło i wcina. Nagle tak kątem oka patrzę, a on coś kręci głową nad tą kanapką. Powiedział, że nie chce się ubrudzić. To machanie to było przymierzanie się do miejsca, które ugryźć , w którym najmniej się upaćka.

   Jakoś ostatnio naszą rodzinę opętało czyste szaleństwo i zagapiliśmy się na tzw. serial paradokumentalny. :D Był tam sobie pan, który był bigamistą i nagle oto jego żony spotkały się w szpitalu i wszystko się wydało. To tak w skrócie. Reakcja owego pana powaliła mnie na kolana i myślałam, że wyślę mu kartkę z kondolencjami ;) Pan się bardzo zmartwił, że całe jego życie legło w gruzach, on biedny nieszczęśliwy, jak on sobie ma z tym poradzić, a było tak fajnie, miał dwie żony, dwa domy, a teraz co? Został z niczym ;) Reakcja mężczyzny z mojej rodziny, bezcenna : Ile on musi zarabiać, że stać go na dwie żony? :D Buahahaha, no coment.
      Ogólnie faceci zaczęli mnie rozśmieszać. Ja nie wiem, czy to jakiś strach przed przyznaniem się do błędu, przed porażką, przed utratą jakiegoś tam wydumanego autorytetu, czy paskudne tchórzostwo, czy tylko są tak dziwnie zaprogramowani i to niezależne od nich.  Facet nigdy nie jest winny. Winne są:
  • okoliczności
  • żona
  • dzieci
  • pogoda
  • ciśnienie
  • miejsce zamieszkania
  • szef
  • sklepowa
  • kot
  • pies
i co tam kto jeszcze wymyśli. W każdym bądź razie facet nigdy. Facet, gdy ma problem , to i jego żona, kochanka, matka, córka i inne osoby towarzyszące też mają problem - faceta. Facet chodzi nabzdyczony, nieszczęśliwy, szukający zaczepki i awanturujący się. Zazwyczaj też facet idzie się napić, bo ma problem. Facet nie rozwiązuje problemów, facet je stwarza :D




 

środa, 23 października 2013

Czy super jest super?

 Oglądałam dzisiaj bodajże na polsat news program pod tytułem "Tak czy Nie". Była tam sobie p. Zawadzka ongiś Super Niania.  Super p. Zawadzka została Super tylko w swoich oczach i to widać, ba w  swoich oczach jest ona najsupersza na świecie ;) i to widać w gestach, słowach i uczynkach. Owa pani jest tak przekonana o swojej nieomylności i tak zaciekle przekonuje ludzi, ha, tak naprawdę to ona nawet nie przekonuje, tylko udowadnia wręcz, że cała banda rodziców, to osoby umysłowo poszkodowane i nie chcą słuchać jedynie słusznych słów. Banda matołów nie chce posłać dzieci do pierwszej klasy, chociaż p Super powtarza do znudzenia, że to jest jedyna słuszna decyzja. Jak można być tak głupim i nie rozumieć tego, przecież p. Super wie, jak wyglądają polskie szkoły, co tam jakieś głupie schody, dla siedmiolatków były ok, a dla sześciolatków już nie? Co tam rozpędzone starszaki na schodach i korytarzach, co tam podstawa programowa, a zresztą podstawa jest super, tylko niedouczeni, leniwi, nadopiekuńczy rodzice sobie z tym nie radzą. Niektórym się nie chce przypilnować dziecka, niektórzy są tak głupi, że po prostu nie potrafią, a niektórzy po prostu nie chcą się podzielić dzieckiem ze szkoła, która jest taka fajna. Ale Super niania ma misję, ona nauczy tępy naród robić tak, jak ona chce i uważa za słuszne. Oto ona -  strażniczka kaganka oświaty. Rozśmiesza mnie przekonanie tej pani, że mylą się miliony, a ona, wybitna jednostka, musi ich sprowadzić na właściwą ścieżkę. Ale, co tam sześciolatki, w klasach 1-3 nauczyciele i rodzice przykładają się do nauki dziecka i nauczyciele sami potrafią program dostosować do dzieci, nie wszyscy ale ci, z którymi się zetknęłam w ciągu szkolnego życia mych dzieci , tacy są.  Gorzej wygląda dalsza edukacja, książki są koszmarne, jest duży przeskok między trzecią, a czwartą klasą. Mój syn sobie radzi ale dzisiaj usłyszałam od nauczycielki, że nie radzą sobie z tym programem dzieci w wieku młodego, a co dopiero" sześciolatki". Usłyszałam dzisiaj nawet, że tak, powoli, powoli szkoła wyjdzie na prostą, ale nasze dzieci są już  pokoleniem "straconym" . Niezbyt to optymistyczne.
P.S. Miny tej pani - bezcenne. Wyniosłe królowe, to przy niej pikuś :D
http://www.youtube.com/watch?v=zAiH09Qa154

Można pooglądać :)

Bluszcz

   Być może jestem wredna sucz, być może ale mam dość. Czuję się wypompowana fizycznie i psychicznie. Te telefony o 23.30 lub później, te żale, to zrzucanie swojego balastu, swojej niezaradności, swojego problemu na moje barki, to już lekka przesada. Biorę udział tylko w tych złych chwilach, a przy tych szczęśliwych jestem pomijana. Nie żalę się, daleka jestem od tego ale kurcze, nie mogę tracić czasu na nie swoje problemy. Nie, nie tak, bo jestem z natury osobą starającą się pomagać ale akurat w tym wypadku nie widzę poprawy, tylko coraz mocniejsze wieszanie się na mojej emocjonalnej szyi i po prostu zaczynam się dusić. Zwłaszcza, że to nie są problemy olbrzymie, tylko małe problemiki, które pretendują do bycia wielkimi. Sztuczne, nadmuchane i wk... mnie na maksa. Dzwonienie do mnie z płaczem, żalenie się, a na drugi dzień robienie tego samego, co doprowadziło do rozpaczy dnia poprzedniego. Uhhh. I tak byłam długo wyrozumiała, pocieszająca, dająca rady, ba, nawet instruująca co i w jakiej sytuacji trzeba powiedzieć i jak się zachować. Nie wiem tylko, czy powiedzieć o tym komu trzeba, bo do kogo uda się z problemem, którego ja dostarczę ? ;)

wtorek, 15 października 2013

Krótko i na temat

   Muszę odciąć Młodszego od telewizora. Naoglądał się wiadomości z wypadków na przejściach dla pieszych i przestał mieć zaufanie do kierowców. Chyba dla jego zdrowia psychicznego będę musiała wreszcie przystąpić do egzaminu na prawko i to my wtedy będziemy siłą ;) Młody nie chciał dzisiaj sam iść do szkoły. Boi się, że go coś potrąci, przejedzie, stratuje i co tam jeszcze kierowcy potrafią z pieszymi zrobić. Wiem, że to nie jest śmieszne. Faktem jest, że niektórzy kierowcy zachowują się na drodze, jak palanci. Sama kiedyś widziałam, jak przed szkołą, przed przejściem dla pieszych zatrzymał się samochód, żeby przepuścić dziecko, a drugi samochód wyminął ten pierwszy i jakby nie refleks dziecka, to mogłoby się to skończyć tragicznie. Pomimo świateł na tymże przejściu zostałabym rozjechana przez autobus. I powtarzam, to wszystko działo się w pobliżu szkoły, gdzie moim skromnym zdaniem, kierowcy powinni być szczególnie ostrożni. Tematu pijanych kierowców nie będę zaczynać, bo nie będę kląć.
 Przeraża mnie szkoła, choć już do niej nie chodzę, wystarczy że dzieci chodzą. Co mam powiedzieć? Namawiają sześciolatki do pójścia do szkoły, a raczej namawiają rodziców sześciolatków. Kuźwa, a może by tak ktoś się wziął, za nauczycieli klas 4-6, na razie tylko ich obsmaruję, bo ich znam. Zarówno moje dziecię "prawidłowy " czwartoklasista, jak i dziecię mej siostry, teraz już dziewięciolatek, ale niegdyś nagabywany sześciolatek, musi przestawić się i dostosować się do nauczycieli, bo oni, mimo że starsi, nie potrafią dostosować się do dzieci. Pomijając kartkówki, sprawdziany itd. Pomijając to, że mój dzieciak ma już , na początku października, 9 ocen z j. angielskiego. Da się chyba przeżyć, zwłaszcza, że moje dziecko poszło do szkółki jako siedmiolatek. Ale zabiła mnie pani od w-f, która uczy moją siostrzenicę (125 cm wzrostu i w sierpniu skończyła 9 lat), która wstawiła jej tróję za rzut do kosza , koszmar jakiś. Jak tak można. Niech się Ci nauczyciele zastanowią, co czynią. Kuźwa, tutaj nic nie da reforma, bo tu nie ma co reformować. Tu trzeba dokładnie wszystko zaorać, uklepać i zacząć pracę u podstaw, jak chyba w pozytywiźmie. Też  potrzeba nam Siłaczek, Judymów, szklanych domów itd. Mam naprawdę czasami ochotę pierdyknąć jakimś granatem w sam środeczek tego chorego systemu. Jak nie kartkówka, to sprawdzian, jak nie sprawdzian, to pytanko, no żesz... A kiedy jest czas na naukę? Na jakieś powtórki? No do cholery jasnej co to ma być? Odfajkować i dalej, dalej, dalej? Jak sobie nie radzisz, to odpadasz albo niech Ci rodzice pomogą, bo w końcu co oni maja do roboty? Chcieli dzieci, to nich się poczuwają i niech sobie w końcu uświadomią, że nie ma lekko.
  Przed chwilą zadzwoniło moje starsze dziecię, że znowu ma kartkówkę z matematyki. Koszmar jakiś. On już ma dosyć, znowu przestaje w siebie wierzyć. Twierdzi, że ma już z 5 jedynek z matematyki. Ja tego nie wiem, pewnie oceny w librusie pojawią się dopiero przed "drzwiami otwartymi" i wtedy będziemy latać, oglądać sprawdziany i kartkówki i poprawiać, poprawiać, poprawiać. Muszę chyba pójść i "podziękować" tej pani, która zlikwidowała sobie okienko i dzięki temu moje dziecko nie ma szans chodzić na wyrównawcze z matmy. Pomacham jej ocenami przed nosem, bo w zeszłym roku  była znaczna poprawa, a teraz mamy regres. Uczymy się i co z tego? Muszę robić z nim to, co mamy na bieżąco, nie mam czasu na utrwalanie. Co ja mam zrobić? 
  Swoją drogą to chore, że nie mogę zostawić dzieciaka w domu, gdy ma "tylko" kaszel, bo później nie nadrobi. Ja mu tego nie wytłumaczę, tak jak nauczyciel. Nie może opuścić lekcji, bo w szkole nikt nie będzie tego powtarzał. Mają określoną liczbę godzin na dany temat (zazwyczaj jedną) i nie ma czasu na utrwalanie, powtarzanie, cofanie się, jak ktoś nie "załapał" to niech sobie chodzi na korepetycje. Coraz częściej zastanawiam się nad nauczaniem domowym, przynajmniej starszego. Uczyłabym się z nim w jego tempie, bez stresu.... I tak wszystkiego jeszcze raz uczę się z nim w domu, jeszcze raz mu tłumaczę, czytam, opowiadam... Mam nadzieję, że w gimnazjum i w liceum też będę w stanie mu pomagać, bo chyba w tym jego siła i dzięki temu jakoś mu idzie w tej szkole. Okupione to jest moim i jego stresem, czasem frustracją ale chyba dajemy radę... jeszcze.

poniedziałek, 30 września 2013

Uczymy się ze starszym

                              Na lipę

 




 I najszybciej zapamiętane i najbardziej obrechtane


 

 Na smród






Dziękuję za uwagę, Fraszka wyuczona, jutro zobaczymy czy zaliczona. Śmiechu i radości było co niemiara i nawet młodsze dziecię się zaangażowało.
 

czwartek, 26 września 2013

Gadki szmatki

  Odebrałam chłopaków i ich przyjaciółkę ze szkolnej dyskoteki. No i popłynęła rozmowa i głupie pytania, jakie tylko rodzice mogą zadawać dzieciom.
 -I jak było? - błysnęłam intelektem.
- Fajnie - odpowiedziało młodsze dziecię.
- Tańczyliście? - znów błysk.
- Ja tak, chłopaki nie - powiedziała koleżanka.
- Taaaaaa, ja tańczyłem - oburzyło się młodsze.
- Tak? Ciekawe, że wiecznie Cię szukałam.
- No właśnie, szukałaś, bo ja tańczyłem w kącie z Bartkiem i Robertem, bo ta W.G jest okropna. Cały czas mnie wypychała, żebym tańczył z Alinką.
- Może Alinka Cię lubi - wtrąciłam się.
- Tak, chyba on ją, a nie ona jego - zaśmiała się Wika.
- Ej, a co z Dominiką? - spytałam, chyba zostałam w tyle za miłościami mego młodszego dziecięcia.
- Dominika mnie nie chce, to z Alinką będę chodzić.
- Weź Ty się chłopie zdecyduj, na wakacjach jeszcze Natalka była. Chyba nie byłeś jeszcze zakochany, że tak przebierasz w tych dziewczynach. - spróbowałam pouczyć moje dziecko.
- Mamo, są dwa wyjaśnienia - wtrącił starszy- albo z niego jest zboczuch...
- Co ty wygadujesz- oburzyłam się.
- ...albo chce mieć dużo bab. A u mnie te chłopaki mnie wnerwiają, głupi są.
- Czemu tak mówisz?
- Bo wiesz, że dwa razy chodziłem z S? I teraz oni mnie zmuszają, żebym z nią tańczył.
- Ale przecież nie musisz ich słuchać, jak nie chcesz, to nie tańcz.
- Taaaaaaak, jak oni mnie ciągną do niej i mówią "No zatańcz z nią".
- Powiedz im, że się szczeniacko zachowują.
- Mamo, ale ja się zakochałem w Alince. Powiedziałem jej to dzisiaj - kontynuował młodszy
- No mówię, zboczuch.
- Kamil...- jęknęłam - Kuba, niepotrzebnie jej już to powiedziałeś.
- Oj nie Alince, Wice.
- No powiedział mi na basenie.
- Mamo, bo musiałem to komuś wyrzec, bo to tak siedziało we mnie, że w końcu musiałem to powiedzieć i teraz czuję taką ulgę. Bartkowi nie mogłem, bo on wygada, a Wika nie.

Właśnie to w nich uwielbiam, wszystko powiedzą, ciekawe ile mam jeszcze czasu, zanim zaczną mnie traktować, jak wroga.

środa, 25 września 2013

Dzwoni Kuba ze szkoły i mówi drżącym głosem:
-Mamo, dostałem 1.
-Z czego?
-No ze sprawdzianu.
-Z polskiego?
-Tak.
-No trudno, spytaj kiedy możesz poprawić.
A gówniarz brecht:
-Żartuję, dostałem 4+, hahahahahh.
 Uduszę go kiedyś. Jestem jednak z siebie dumna, że nie zareagowałam jakoś histerycznie, nie krzyczałam, nie dałam kary... No bo jak to, przecież on taki zdolny i uczył się , a zresztą umiał, więc jak to?  Chyba powinien podziękować starszemu. To on mnie nauczył, że dziecko może się uczyć, może umieć, a może mu nie pójść w szkole. Inaczej Kubek miałby przechlapane.U Kamila w klasie jest taki chłopczyk, któremu matka stawia wygórowane wymagania. Akurat wczoraj dostał 3 z odpowiedzi z historii. A umiał i sam się zgłosił. Matka w szale połamała mu grę komputerową i dała karę na kompa na cały miesiąc. A czego mama nauczyła syna? Ano tego, że młody za nic nie przyzna się do winy, zawsze mówi, że to ktoś inny zawinił. Kłamie jak najęty i płacze, gdy dostaje "złe" oceny. Ma masę dodatkowych zajęć, angielski, gitara, basen, szkoła muzyczna, a do tego ma się uczyć, uczyć, uczyć i ma być najlepszy. Myślę, że mama funduje w tym momencie dom jakiemuś psychoterapeucie. Przykre. I żebyśmy nie zrozumieli się źle. Uważam, że dziecka obowiązkiem jest nauka i owszem ale obowiązkiem rodzica jest czuwać, by dziecko rozwijało się harmonijnie i miało też czas na zabawę. Nie uważam, że świetnie wychowuję swoje dzieci, ale staram się, by miały szczęśliwe dzieciństwo i żeby się mnie nie bały. 
Chyba się nie boją, właśnie dzwonił Kamil i powiedział, że ma uwagę, bo nie trafił w kolegę śliną . Uch... uduszę

wtorek, 24 września 2013

Mówi się ostatnio... nie tak. Hmmm... Nastąpił wysyp....? Nie wiem, jak to napisać, a myśli gnają jak szalone. Dużo się słyszy ostatnio... no nie. Tak nie można. Chcę po prostu napisać o przemocy wobec dzieci. O właśnie. Oglądałam akurat program na TTV "Uwaga po Uwadze" czy jakoś tak. Rozmawiano tam o 3 letnim chłopcu pobitym na śmierć i chyba 2 letnim, któremu "udało" się przeżyć. Koszmar ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że stali tam ludzie, tania kuźwa sensacja , a i w telewizorni pokazać się można prawda? Nic do nich nie dotarło. Nic, a nic. W jakim celu robią takie programy? Dzisiaj mieli czarno na białym, że ludzie mają w d-u-p-i-e. Wszystko totalnie olewają. Trzepło mnie , gdy pan redaktor, też niezbyt rozgarnięty zresztą, a może zbyt przejęty, chyba wolę tak myśleć,  pyta ludzi stojących dookoła, czy nauczyli się czegoś  z tego programu? Czy po dzisiejszym dniu będą wiedzieli już, jak powinni się zachować w takiej sytuacji? I wiecie co? Wiecie? Kuźwa, sąsiedzi rozpryśli się, jak te robactwo na boki, a ludzie którzy zostali, odpowiadali: " Ja nie wiem, bo ja tutaj nie mieszkam", "U nas takie rzeczy się nie dzieją", "Ja też nie wiem, ja mieszkam w innej kamienicy". No coment :(

 Pan redaktor, też mnie zaskoczył pytaniem do ekspertów. Dlatego mówię albo przejęty, albo rąbnięty i to ostro. Jak można spytać: "Jak ma zachować się trzy miesięczne dziecko w sytuacji zagrożenia życia? " Szkoda słów :(

 

piątek, 20 września 2013

Jak dobrze być staruszkiem :D

    Hahahahhaha. Jakie to szczęście, żem już starsza pani i mam w nosie co i kto o mnie myśli. 
    Umyłam sobie głowę. No i dobrze, bo czyste włosy, to piękne włosy. Mam głupi zwyczaj, że po umyciu kudełków nie czeszę ich , nie suszę,  po prostu robią sobie co chcą na tej durnej, starej głowie. No więc umyłam łeb, zrobiłam kopytka (Arte, aaaaa, jeszcze żyję), w międzyczasie nastawiłam pranie, zajrzałam do lodówki i stwierdziłam brak masła. Poleciałam do sklepu. Tak idę i patrzę, ludzie wręcz wzroku ode mnie nie odrywają, no mówię, czyste włosy, to piękne włosy. Sięgnęłam ręką do tego pustego łba, no bo tak piękne włosy warto poprawić, nie. No. Sięgnęłam, przeczesałam włos palcami.... Kurcze, jedną stronę miałam przylizaną, włos piękny, błyszczący, zachowujący się zupełnie poprawnie, a drugą... Normalnie siano, poplątane, rozwichrzone, sterczące na wszystkie strony, masakra jakaś. Nawet deszcz nie chciał padać, żeby to przyklapać. Zawsze pada jak mam super fryz, np.: od fryzjera wyjdę, a jak wyglądam , jak pół d-u-p-y  z za krzaka, to ni chu, chu ani kropelki. No i tak właśnie pomyślałam, jakbym tak miała z 10 lat mniej, to trauma do końca życia, a tak zaczęłam się brechtać, stanęłam przed jakąś wystawą, troszkę przyklepałam kudełki  i poleciałam dalej. Ale. To dzisiejsze to jeszcze nic :D Buahahaha, co sobie przypomnę, to płaczę ze śmiechu. Raz poszłam odprowadzić dziecko do szkoły i miałam tylko jedno oko pomalowane. Pal licho, jakbym malowała się delikatnie, buahahaha.  Sobie wyobraźcie, jedno oko - czarne rzęsy, czarna krecha na powiece, czarna krecha na dole oka, brew zrobiona, a drugie oko.... łyse, buahahaha. Mam jasną oprawę oczu, to dopiero był widok. Kiedy ja się nauczę, żeby nie odrywać się od czynności, które akurat robię, dopóki ich nie skończę :D

czwartek, 19 września 2013

Tylko spokój nas uratuje !

   Co ja takiego zrobiłam mojej mamie, że mnie tak okrutnie przeklęła? Dlaczego moje młodsze dziecię musi być tak uparte i zawzięte? Czy ja nie mam prawa do spokojnego życia? Chociaż jeden dzień? Czy to tak dużo? Przecież on sobie takich problemów narobi... Będzie miał glizduś całe życie pod górkę.  Uhhhh. Jakiegoś zawału dostanę , czy cuś. No przecież musi się podporządkować. Niby jest grzeczny, a swoje robi. Tłumaczę mu : To , że nie masz na coś ochoty, to nie znaczy, że możesz tego nie robić. To jest szkoła, podporządkować się musisz, bo będziesz miał ciężko. Nie możesz być takim indywidualistą... Jak można takie akcje robić w czwartej klasie? Se mogę pogadać. W akcie protestu z plecaka, butów i podręczników zrobił barykadę (śmieszne, bloga mojego czyta , czy co? ) na przedpokoju i dostałam oficjalny zakaz wstępu do jego pokoju. No i co mam robić, złamać łotra, czy mu pozwolić być innym?

środa, 18 września 2013

Na barykady marsz !

 Po wywiadówce. Powyjaśniałam z kim miałam wyjaśnić, poprzepraszałam kogo miałam przeprosić (za dzieci oczywiście). Luzik. Nikt pretensji nie ma. Wszystko jest ok. Młodszy grzeczny, choć na polskim faktycznie był naburmuszony, straszy gada, gada, gada. Nic nowego. Nuuuuuda.  A nie do końca. Okazało się , że starostwo znowu pozabierało godziny i dzieciom, które nie maja orzeczeń z PP, nie przysługują zajęcia wyrównawcze. Kamilowi akurat przysługują i nie powinnam się denerwować. A jednak. Zatrzęsło całym mym jestestwem, pewnie dlatego, ze sama mam dziecko z problemami. Jak można, pytam, tak zrobić? Gdzie to wyrównywanie szans? Czym się szczycą? Że przedszkole za zeta? Po pierwsze nie tak za zeta, a po drugie jakim kosztem? Nie mówię, że przedszkole nie powinno być tanie, bo powinno i każdy powinien mieć szansę i możliwość posłania dziecka do przedszkola. To się dzieciom należy, przepraszam za porównanie, jak psu buda. Ale kuźwa taka super niania będzie mi tu gadać, że tyle dają na szkoły. Gdzie? Na jakie szkoły? Cały czas słyszę, że szkoła jest przyjazna uczniom, że jest przygotowana na sześciolatki. Być może, ale te sześciolatki też kiedyś będą w czwartej klasie. I co? Zostawicie je i ich rodziców samych sobie? Też będą musieli się starać o orzeczenie? A w PP zresztą nie tak łatwo dostać taki papierek. Tam też panie mają ścisłe wytyczne, komu wolno dać, a komu nie. Kto o tym decyduje? Jakim prawem? Nic tylko wziąć pochodnię i ruszyć pod UM niech oddadzą dzieciom kasę. Najłatwiej okradać najmłodszych. Promenady będą mi robić pod kościołem, pomniki stawiać. Niech sobie kościół sam buduje i stawia pomniki ( samo stawia głupio wygląda :D ). Głośno powiedziałam, że to było tylko przesunięcie pieniędzy. Z pustego nikt nic nie da. Albo trzeba się zadłużyć, albo komuś zabrać. Ja nie wiem, czy rodziców to serio nie interesuje, że dzieci pozbawiono wyrównania szans? Nie każdy ma możliwość uczyć się z dzieckiem. Ludzie pracują i to nie zawsze do 14 czy 15. Jeszcze w zeszłym roku na wyrównawcze mogło przyjść dziecko, które np.: chorowało , nie zrozumiało czegoś z lekcji no i takie, które ogólnie ma problem z danym przedmiotem. Teraz nie może. Teraz musi mieć orzeczenie. To chore. A więc moi drodzy:

                                     Na barykady marsz!

 



poniedziałek, 16 września 2013

Kto powiedział, ze telewizja śniadaniowa ogłupia? Zaprosili dzisiaj babeczkę, która opowiadała, jak uczyć się z dzieckiem i między innymi pokazała świetny sposób na mnożenie dwucyfrowych liczb. czym prędzej to wygooglowałam, żeby nie zapomnieć i przetestować to z Kamilem. Nie mogę się doczekać, żeby młodego pomęczyć :) Tutaj pokazują, że trzycyfrowe też można, ale bajer :)
 
http://www.youtube.com/watch?v=hdcEQ4rqpHw
 
Próbować :) Proste jak budowa cepa, Kubę też pomęczę :) Sprawdziłam, to działa też na jednocyfrowych ale dużo liczenia. Nic to, Kamil ma problem z zapamiętaniem tabliczki mnożenia, niech sobie liczy tak . Mam nadzieję, że to zrozumie. Odejmowania też go inaczej uczyłam i pojmował, a nauczycielom to nie przeszkadzało, że coś tam sobie dopisywał itd.

15-7= (15+3) - (7+3)=18-10=8

Takie dopełnianie do dziesięciu drugiej cyfry ale dziecko musi pamiętać, ze jak do tej drugiej coś dodaje, to i do pierwszej musi dodać taką samą ilość. Dziecko musi umieć dodawać. Do Kamila to przemówiło, bo samo 15-7 sprawiało mu duży problem. No i musiał zapamiętać, że jak jest np 15-2, to już ma nie kombinować. Zapamiętał :)

niedziela, 15 września 2013

Człowiek się nudzi...

 A jak się nudzi, to wymyśla. Padło  mi chyba na głowę. Zaczęłam dzieciom gotować, nie na odwal się, a wręcz pracochłonne i niekiedy wymyślne posiłki. Ja, nienawidząca garów robię łobuzom zapiekanki makaronowe, ziemniaczane, a dzisiaj to już chyba do końca mnie wygło. Zrobiłam dzieciom pierwszy raz w życiu gołąbki. Zaczynam się siebie bać, bo do tego zrobiłam sos i to nie z torebki, a ze świeżych pomidorów. Dzieci mają radochę, chyba im tego brakowało. Nawet nie marudzili, że gołąbki robiłam trzy godziny.
-Pachnie jak u babci -rzekł młodszy zaglądając do piekarnika.
-U jakiej babci?- spytałam.
-No, u naszej prababci, ciekawe czy będą tak samo pyszne, jak babci.
 No i usłyszałam, że są takie same i że mam przestać kłamać, że nie umiem gotować. Chyba mam przechlapane. Jeszcze trochę i każą mi piec ciasta :D

piątek, 13 września 2013

 Właśnie dzwoniło moje młodsze dziecię. Ma coś po mamusi i to niekoniecznie to, co bym akurat chciała. Narobi sobie kłopotów, słowo daję. Powiedział, że pani od polskiego znowu go dzisiaj pytała cały czas, a on się wkurzył i nie odpowiadał na jej pytania. Matko, ja też wierzgałam ale dopiero w średniej szkole. Czuję, że owszem, będę musiała porozmawiać z panią ale to chyba ja będę się tłumaczyć. Znając moje młodsze dziecię, to da sobie radę beze mnie, pani się od niego odchromoli ale młody jej podpadnie na całej linii. Buahahahah, byle do gimnazjum dotrwać :D Ma gówniarczyk charakterek, oj ma :D Nie no, rozwalił mnie. Przestałam kompletnie się o niego martwic. Kochane dzieciątko :D Pójdę na wywiadówkę, będę się tłumaczyć z zachowania potworka, no trudno, ważne że ma silny charakter i się nie da :D Humor mi poprawił. :D Może powinnam zacząć się martwić ale jakoś nie mogę :D Czuję, że trafił swój na swojego . Hehehe, ciekawe co mnie czeka, jak młody zacznie dorastać. Starszy jakoś bardziej potrafi podporządkować się w szkole, taki dzieciuch jeszcze z niego, a młody widzę, że pokazuje różki. Jest chyba taki mało STAMPowy ;) Ja jeszcze potrafiłam przeszywać nauczycieli pogardliwym wzrokiem, ojojoj  nasłuchała się moja mama :D Nic to, wszystko przed Kubą, nauczy się ;) Będę musiała przed wywiadówką zmazać ten durny uśmieszek z twarzy :D

P.S. Widzę, że mama mnie skutecznie przeklęła, chyba jej powiem, żeby odczyniła ten urok. ;)

wtorek, 10 września 2013

To jest szkoła dla średniaków

Mam dosyć. Kazałam Kamilowi poprosić panią od matematyki, żeby wytłumaczyła mu potęgi. Dziecko ufnie poszło. I co? I dostało po dupie. Pani na niego nakrzyczała ,że to było w piątej klasie i on ma to umieć, i co to w ogóle znaczy, że on tego nie rozumie. Jutro się przejdę do tej pani. Trzeba zjeżdżać z tej Polski, dla dzieci. Mam w czterech literach ojczyznę, tak jak ojczyzna ma gdzieś moje dziecko. Ani w poradni mu nie pomogą, ani w szkole. Korepetycje ja mu daję ale nie jestem pedagogiem i nie przeskoczę pewnych rzeczy. Na studia pedagogiczne mam iść żeby pomóc swojemu dziecku? Mam chęć wrzeszczeć i kląć.na czym świat stoi. Wrrrr

poniedziałek, 9 września 2013

Zaczęła się szkoła

  Zeszły tydzień minął spokojnie. O ja optymistka. Młody zaniósł wychowawczyni opinię z PP. Pani owa była bardzo zdziwiona, że dziecię me ma dysleksję. Masakra jakaś. Ale ona cały czas starała się udowodnić, że młody się po prostu nie uczy. No i ona teraz uczy młodszego. I co? Już był pytany z czytania, jako jeden z trzech osób. Tamte dostały 2 i 2+. Kubek się wybronił, dostał 4+. I co z tego? Dzisiaj przyszedł i powiedział, ze pani od polskiego go wymęczyła. Cały czas pyta tylko jego. Powiedziałam dziecku, że może tylko jego imię zna, bo co mam powiedzieć ale czuję, że ona sprawdza,  czy moje dzieci nie są po prostu zaniedbane pod względem nauki. Być może mam schizy ale nie podoba mi się to . Nie życzę sobie, żeby na moje młodsze dziecko patrzyli przez pryzmat starszego. Osiemnastego jest wywiadówka, chyba pójdę do starszego i spróbuję panią wybadać, o co jej kaman.
  Załamkę też dzisiaj zaliczyłam. Odrabiałam lekcje ze starszym i nie byłam w stanie wytłumaczyć mu potęg. Pochlastam się chyba. Już tak prosto mu tłumaczyłam. Siedziałam i prawie płakałam. Młody też wymiękł, a tak bardzo chce się dobrze uczyć. Wyć mi się chce. Jutro pójdę do poradni dowiedzieć się o tę terapię, a później chyba do pani od matematyki, niech mu spróbuje to wytłumaczyć. Ja nie jestem pedagogiem i widocznie nie potrafię. A jeszcze jutro kartkówka z matematyki, ręce opadają eh...

piątek, 23 sierpnia 2013

 Mój mąż ma katar... Już nie wiem, czy mam się z niego śmiać, czy płakać nad nim. A na dodatek chyba mu się naraziłam, bo mu wyrąbałam, że zachowuje się jak dziecko i żeby nie przesadzał. Ale kurcze... Buahahaha... No nie mogę... Jak on chodzi, jak siąpie nosem, jak wzdycha, stęka... Teatr :D Jestem nieczułą zołzą. Rozśmiesza mnie mój "chory" mąż. Chociaż jakby mnie nie śmieszył, to musiałabym go uśpić, żeby się nie męczył. A na dodatek chyba nici z seksu wieczorem, bo pan mąż ma katar. Hahahahaha. Już nie będę się rozwodzić nad tym, ze jak ja jestem chora... No ale mężczyźni chorują bardziej. Od małego. Nawet przy ząbkowaniu histeryzują. Macho hahahahaha :D Jedno jest fajne. Oddaje mi swoje jedzenie, bo on "nie czuje smaku". Głowa go boli, to nie podejrzewam go o perfidię i celowe przekazanie mi swoich zarazków. Chociaż ja przeżyję, ważne żeby mi dzieci nie zaraził, bo to też faceci :D

środa, 21 sierpnia 2013

 Wrrr. Zbliża się rozpoczęcie roku szkolnego i zaczynają się nerwy i stresy. W poradni "zaproponowano" mi dla Kamila terapię matematyczną. Już w czerwcu w sekretariacie panie coś przebąkiwały, że nie wiadomo, co będzie z tą terapią, bo moje dziecię "starawe". Potraktowałam to jako żart i przyjęłam do wiadomości, że końcem sierpnia mam się dowiadywać. Dzwoniłam dzisiaj. I co ? Ano to, że mam się dowiedzieć w drugim tygodniu września ale chyba i tak nie będzie terapii matematycznej. No i fajnie. Na szkołę nie mam co liczyć i dalej muszę sama sobie radzić. Wsparcie mam jak nie wiem co. Czuję już nie tylko złość, jestem wściekła i bezradna. Nie mam wykształcenia pedagogicznego, staram się jak mogę ale mam dosyć. Robię doświadczenia na swoim prywatnym dziecku, bo nikt nie chce mnie pokierować na właściwy tor.

niedziela, 11 sierpnia 2013

 Poszłam pracować na zastępstwo podczas urlopów. Pracuję w sklepie mięsnym. Teraz tak, wydam oświadczenie:

                                 Oświadczam

  Pracuję w sklepie i uwierzcie mi ludzie, nie jestem zwyrodniałym przestępcą czyhającym na Wasze życie. Nie jest moim celem trucie i oszukiwanie społeczeństwa. Nie jestem też spowiednikiem, psychologiem, workiem treningowym i buforem. Naprawdę nie interesuje mnie Wasze dziecko, kot, pies itd. Nie interesują mnie Wasze choroby, sytuacja materialna, dla kogo co kupujecie itd. Nie mam zamiaru się z Wami zaprzyjaźniać. Nie jestem tępą idiotką i nieukiem. Mam swoje życie i nie zamierzam się Wam z niego spowiadać. Nie będę zgadywać, co Wam może smakować i ile tego potrzebujecie. Parę plasterków... nie mam pojęcia ile to według Was jest. Ze dwie , trzy kiełbasy... cholera jasna, to dwie, czy trzy?  Też mam czasami zły humor, a mimo wszystko jestem dla Was miła. Myjcie się, nie podawajcie mi drobnych na dłoni, a jeśli już musicie to... myjcie się proszę. Jestem dla Was bardzo łagodna w tym oświadczeniu, bo pracuję w tym sklepie tylko przez chwilę i serio mam Was w nosie. Aha, jeszcze jedno. Im jesteście milsi, tym świeższy towar dostajecie ;) 
P.S. Nie wezmę Waszego niegrzecznego dziecka.

czwartek, 18 lipca 2013

Dysleksja i co dalej ?

    Młody ma dysleksję. W sumie nic nowego, cały czas tak uważałam, a teraz po prostu mam to na piśmie. No właśnie. Dostałam opinię i tak sobie myślę. Część mi zazdrości, no bo przecież wg nich, już nie muszę się z dzieckiem uczyć, bo ma papierek. Usłyszałam nawet pytanie, jak sobie to załatwiłam, u kogo byłam i czy aby na pewno nie byłam z synem prywatnie. Wszystkim się wydaje, łącznie z paniami z poradni, że mam załatwioną sprawę, no bo mam "papierek". A otóż nie. Może ktoś się zdziwi, czego jeszcze ta durna baba chce. A ta durna baba chce i zawsze chciała, żeby ktoś jej powiedział co robi źle i jak ma się uczyć z tym dziecięciem. A tak się czuję, jakby mi ktoś powiedział, masz tę opinię i spi...j. Przestań wreszcie się czepiać i przyłazić prawie co roku. Dlaczego, skoro stwierdzono u mojego dziecka poza intelektualne, specyficzne problemy w nauce, nie dostałam wraz z opinią materiałów na temat dysleksji i jak sobie z tym radzić ? Nauczyciele dostali chociaż wskazówki, a ja? Przecież nauczyciel i tak powinien to wiedzieć, ja nie muszę. No ale dobra, niech im będzie, sama się nauczę, poczytam, może zapiszę się na jakiś kurs... Aha, zapomnij. Kursy są ale tylko dla nauczycieli. O dysleksji jest masę gadania ale to zazwyczaj objawy, ryzyko, typy dysleksji, a konkretów nie ma. Jeszcze posiedzę, może znajdę jakąś społeczność rodziców. Trudno, skoro muszę sobie dalej sama radzić, to będę ale jestem zła i rozgoryczona.

czwartek, 11 lipca 2013

Segregacja jest cool ale nie u nas

 Co za sadysta zrobił takie małe otworki w tych pojemnikach na posegregowane śmieci. Dobrze mój synuś starszy mówi, nie można było tych dużych kontenerów podzielić na 3 części? Stałam kurczę dzisiaj w strugach deszczu i wyciągałam z 60 l worka po 1 sztuce zgniecionych butelek plastikowych i wciskałam je przez ten otworek, uch, no mówię sadyzm.
  Segregować śmieci trzeba, każde dziecko to wie ale u nas jest to raczej niemożliwe. Ciekawa jestem, co ile dni będą wywozić te posegregowane śmieci, bo widzę, że ludzie segregują ale... No właśnie... Szkoda że nie zrobiłam zdjęcia dowolnego pojemnika na osiedlu albo raczej tego, co się dookoła niego dzieje. Hałdy posegregowanych śmieci leżą obok pojemników, bo albo nie ma miejsca, albo odpad się nie zmieścił przez ten malutki otworek.
  No i teraz mogę powtórzyć za kimś, nawet nie pamiętam, kto to powiedział: "miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle".
 Aaaaa, no i jeszcze jedno. Bardzo chciałabym wiedzieć, gdzie trafiają te nasze posegregowane śmieci.
 

wtorek, 9 lipca 2013

Segregacja

 Eheheheheheh. Wyszłam na balkon i cóż widzę? Wreszcie są, wytęsknione pojemniki do segregowania śmieci. Stoją... niebieski i żółty. Żółty jest ciekawszy, bo widać co sąsiedzi tam wrzucają. No i patrzę, suną, szurają nogami, scena jak z horroru o zombie, idą do pojemników, oglądają, dyskutują, no dziwo jakieś :) No nic, pogadali i poszli. Za chwilę słychać krzyk... Kurczę pilnują, żeby dobrze wrzucać śmieci. Jedna wrzuciła do żółtego dywan, no to druga opiernicza, że tak nie wolno. No ja nie mogę... kosmici :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Samo życie

  Ma 10 lat, a przeżyć więcej niż niejeden dorosły. Najpierw widziała, jak ojciec bije matkę, łamie jej nos, żebra... W końcu mama nie wytrzymała, zabrała ją i jej młodszego brata i uciekła. Przystanek - Dom Samotnej Matki i ciągły strach... ojciec ich znajdzie, czy nie. Instrukcje matki, co robić, jak go zobaczy i gotowość do natychmiastowej ucieczki. W końcu pojechali do miasta, w którym mieszka babcia z dziadkiem. Nowa szkoła, fajna klasa, miła wychowawczyni ale i stres. Jest w drugiej klasie, a nie zna liter, cyfr, nie potrafi czytać, nie wie, jak ma na imię jej mama, gdzie mieszka, kiedy się urodziła... Mama pracuje, dziewczynką i jej bratem opiekuje się babcia. Chodzi na wywiadówki ale coraz częściej czas spędzają w knajpie, babcia też pije, tak jak tata. Mama w końcu pokłóciła się z babcią, babcia już nie chce się nimi zajmować. Opiekę nad bratem przejmuje dziewczynka, mama pracuje, nie może. Dalej nie zna swojego adresu, kiepsko czyta, liczy ale za to wie, jak uspokoić brata, gdy ten budzi się w nocy, a mama w pracy, jak podpalić gaz, żeby coś podgrzać lub ugotować, jakie kanapki zrobić sobie i bratu do szkoły... ot życie. A mama? Mama nie idzie na wywiadówkę, nie idzie z córką do poradni pedagogicznej, nie pomaga jej. Teraz ważą się losy dziewczynki, jest już w trzeciej klasie, czekają ją duże zmiany... Co dalej?

środa, 12 czerwca 2013

Walka trwa

Śniło mi się, ze palę. Hahahaha, szybko jakoś. Mój tato mówił, że mu po roku śniły się papierosy, a ja już mam takie sny :) Na plus sobie liczę to, że miałam wyrzuty sumienia, na minus, że paliłam łapczywie :D Za to w nagrodę kupiłam sobie cudną, zieloną bluzkę, a co :D

wtorek, 11 czerwca 2013

6 dzień bez papierosa

 Aha, to już 6 dni. Nie palę. Kupiliśmy sobie z szanownym małżonkiem tabletki pod tytułem desmoxan i kurczę działają. Na mnie działają, w ogóle nie chce mi się palić. R ma gorzej, ciągnie go do palenia. Niby mniej palił niż ja, a ma problem z rzuceniem. Był na weekend i mówił, że jakby miał fajki, to by zapalił. Może dlatego, że palił jeszcze 5 i 6 dnia, a w ulotce napisane jest wyraźnie, że 5 dnia najpóźniej trzeba odstawić papierosy. Ale to fakt, że palenie siedzi w głowie. Obydwoje mamy świetne humory, nie ma żadnego spadku nastroju, no ale do kawy, po obiedzie... brakuje fajeczki. Niestety trzeba sobie tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć i absolutnie nie kupować papierosów, bo się po nie sięgnie. Obym rzuciła na stałe, oby mnie nie ciągnęło po zakończeniu "kuracji". Najważniejsze jest to, pozwolę sobie nadmienić, że nie tyję, nie podjadam, nie mam większego apetytu i to mnie najbardziej cieszy, no i podczas zakupów widać różnicę, nie 60 zł, tylko 35 z groszami... to dużo. No nic, walka niech trwa :D

wtorek, 28 maja 2013

Dziękuję Ci Ministersto Oświaty...

 Dziękuję Ci Ministerstwo Oświaty za to, że odbijam się wiecznie od ściany, prosząc o pomoc w nauce dla mojego dziecka. Dziękuję Ci za to, że szkoła nie jest przystosowana do potrzeb mojego dziecka. Dziękuję Ci za to, że zmarnujesz mi i to dziecko wybitnie zdolne, i to dziecko inteligentne lecz mające problem, który dzięki Tobie trudno jest rozwiązać. Dziękuję Ci za to, że muszę radzić sobie sama z coraz bardziej zestresowanym i coraz mniej wierzącym w siebie dzieckiem.

Byłam w poradni pedagogicznej...eh
cdn.

piątek, 24 maja 2013

Matka dorastających synów




    Mam 2 dzieci, synów. Wzięli i zaczęli dorastać. A jak już zaczęli, no to się zaczęło. Nie mam na myśli zachowania, chociaż to też się zaczęło. Mam większy? problem. Jak i gdzie ich ubrać (chcą być choć troszkę modni). Pełna optymizmu zaczęłam poszukiwać jakiegoś katalogu?, małej podpowiedzi? w internecie. Wynalazłam młodzież, niemowlęta, małe dzieci i oczywiście dziewczynki, dziewczynki i jeszcze raz dziewczynki. Niby mogłabym ich "podciągnąć" pod młodzież ale ja wiem... To chyba jeszcze dzieci. Postanowiłam dlatego pisać bloga, spróbuję na własna rękę, z pomocą moich dzieci,  stworzyć dla nich jakieś fajne zestawy ubraniowe. Mam też zamiar porozglądać się za jakimiś fajnymi, funkcjonalnymi fryzurkami. No i tak poza tym oni jeszcze są śmieszni i potrafią czasami coś wartego zapamiętania rzec. :D