sobota, 28 grudnia 2013

Takie tam...

 Mimo że święta dopiero się skończyły, mimo zaokrąglonych brzuchów mojej rodziny, moje szanowne latorośle wysłały mnie po "coś na obiad". Podłe dzieci odmówiły dalszego konsumowania świątecznych smakołyków. Trudno, może mąż pochłonie te resztki. Ociężałym krokiem ruszyłam na podbój Intermarche intensywnie rozmyślając nad tym, co by tu ugotować. Szwędałam się tak po markecie z rozpaczą w oczach wśród towarzyszy niedoli, aż usłyszałam, że gdzieś tam w sklepie natknięto się na Japończyków. Jako że nie jestem wścibska, a Japończyk żadne dziwo, to wzruszyłam ramionami i dalej robiłam zakupy. Nagle kątem oka zauważyłam błysk...
  Ludzie, ja do tej pory byłam przekonana, że te opowieści o Japończykach, którzy wszystkim i wszystkiemu robią zdjęcia, to zwykły stereotyp, coś takiego, jak Polak, to pijak, Anglik, to flegmatyczny dżentelmen... Otóż okazuje się, że to nie bajki. "Mój" Japończyk był bardzo młody, dzierżył w dłoni super aparat i robił zdjęcia w supermarkecie.  To już chyba jakaś choroba narodowa ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz