piątek, 31 stycznia 2014

Ja Zołza

I teraz nie wiem śmiać się z tego, czy oburzyć, czy strzelić fochem foreverem? Nigdy w życiu nie chciałam być zołzą. Zawsze starałam się wszystkie konflikty rozwiązywać polubownie, grzecznie, najgorszą prawdę mówiłam z uśmiechem na ustach. Raz wybuchłam, no może dwa... Ale faktem jest, ze częściej jestem miła, urocza nie, bo nigdy urocza nie byłam :D I jeden niepohamowany wybuch gniewu, zaznaczam że najzupełniej słuszny, a i tak dosyć późny, bo wcześniej co poniektórym się należało, przekreślił cały mój misternie budowany, przez lata cacany wizerunek.... Chłopy się mnie boją. Ludzie. Ja jestem miła, uprzejma, grzeczna. Nie przeklinam, nie krzyczę, nawet dzieci nie potrafię zawołać na podwórku, bo najzwyczajniej w świecie krzyk nie wydobywa się z mojego gardła. Raz się wydobył. Może trochę powarczał, zaklął siarczyście, nie słuchał argumentów, o ile takowe były... I co? I teraz mój mąż straszy mną swoich kolegów... Weszłam na wyższy level? To już?

środa, 29 stycznia 2014

Człowiek szczęśliwy, czyli wariatowi wszystko wolno.

Obejrzałam w telewizji program na polsacie "To był dzień". O pracy , o płacy, o umowach śmieciowych itd rozmawiali dwaj panowie: Korwin Mikke i Ikonowicz. Najpierw powiem co mnie wk.... Pani minister powiedziała "Sorry taki mamy klimat" i była straszna afera, a pan Korwin Mikke powiedział:
- "Ludzie pracujący w obozie w Oświęcimiu, bardzo by się ucieszyli, gdyby mogli pracować na umowach śmieciowych, a nie na umowach przez obóz sztandarowych, zapewniających gwarantowane wyżywienie, gwarantowane godziny pracy itd."
A na to pani prowadząca program:
-"Ale kto miał zagwarantowane wyżywienie?"
-"No więźniowie mieli w obozie zagwarantowane pożywienie, codziennie 3 razy im dawano wyżywienie, mieli stałe godziny pracy i pewność zatrudnienia"- powiedział co wiedział.
-"I miliony tam umarły"-oburzyła się pani.
-"Boże..."- z głupim uśmiechem skwitował pan Mikke.
Patrzyłam na to z niesmakiem i przerażeniem. Pan Korwin Mikke jest moim zdaniem wariatem w czystej postaci. Nie ma w nim za grosz realizmu. Żyje w swoim świecie, który prawdopodobnie znajduje się w innym wymiarze. Tak patrzyłam, co on wygaduje i nie wierzyłam własnym uszom i oczom. Tak oderwanego od rzeczywistości człowieka, to chyba dawno nie widziałam. Mikke i Macierewicz mogą sobie podać rączki  i za te  rączki mogą popierniczać w podskokach do jakiegoś zakładu zamkniętego w ciemnym lesie. Mikke młodym ludziom śmie wpierać, że kredyt na mieszkanie to głupota, bo oni powinni 5 -10 lat popracować i odłożyć sobie na chałupę, przy tym twierdzi, że to realne i każdy jest w stanie to zrobić. Mówi im, że skoro pracują na umowy śmieciowe za 5,36 na godzinę, to widocznie tak chcą, a nie są zmuszeni. Ludzie! Za głupie sorry - afera, a za obozy? Cisza  w eterze. Specjalnie śledziłam wiadomości. Dlatego śmiem twierdzić, że wariatowi wszystko wolno. Trzeba chyba gadać od dzisiaj trzy po trzy, to wezmą człowieka za wariata i będzie mu wszystko wybaczone. 
Amen

wtorek, 28 stycznia 2014

Co może kobieta?

Oooo, kobieta może dużo. Zwłaszcza kobieta w dzikiej furii. 
Kobieta zrobi wszystko, żeby zapewnić byt swojej rodzinie. 
Kobieta postawi na nogi Dolny Śląsk i pół Austrii, żeby tylko dzieci nie pytały, dlaczego jest pusto w lodówce. 
Kobieta Warczącą jest jak tornado, doprowadzi do płaczu, konfrontacji, konsternacji, zdziwienia, a nawet do wojny polsko-austriackiej . 
Kobieta w ciągu 2 dni załatwi to, czego mężczyźni nie załatwili w ciągu 3 miesięcy. 
Kobieta W Furii ma moc. 
Kobieta się nie da.
Kobieta ma dosyć, że faceci to mamałygi. 
Kobieta załatwi sprawę nawet przez telefon. 
Kobieta jest zdesperowana. 
Kobieta jedzie po wszystkim jak czołg, zostawia zgliszcza. 
Przez najbliższy tydzień nie zaczepiać kobiety, bo jeszcze ma siłę i nieopatrznie może zrobić krzywdę osobom postronnym. 
Kobieta nie pozwoli dłużej się okłamywać i  oszukiwać.
Kobieta zrozumiała przysłowie: "Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle."

wtorek, 21 stycznia 2014

Winter is coming


  Bardzo współczuję pasażerom pociągów, które stały w szczerym polu, spóźniały się itd. Szkoda mi ich, że nikt im nic ciepłego nie podał, że zmarzli, byli zmęczeni, poddenerwowani, że dzieci, kobiety i starcy. No,organizacja do bani, przyznaję. Pani minister też palnęła, że "sorry, taki mamy klimat". Można się poczuć oburzonym? Można. Można ją za to ganić? Proszę bardzo. Myśleć trzeba, a zwłaszcza, jak się jest panią minister. Tak po cichu przyznaję jej rację, no mamy taki klimat, no. No co zrobić. Co roku coś.. Ja mogę sobie tak mówić, jej nie wypada. Niedobra pani minister, wstyd.     
  Ale... No właśnie. Jej wina, że tak się stało? Szczerze?
Można opuścić, temat mi uciekł.
  Pan Hoffman, nooooo. No przecież ja go "wielbię". O nim książkę można napisać. Jest tak wdzięcznym materiałem, że uch :D Uwielbiam, jego wypowiedzi. Kocham. On to tak cudnie wszystko przekręca, z takim stoickim spokojem... No cud miód. Teraz też wina Tuska, mimo że przeprosił, oczywiście tylko za słowa pani Bieńkowskiej, nie za sytuację na kolei, bo i z jakiej racji, spółki są od tego, a  to jednak za mało.  No przecież.
  I teraz weszłam na temat pana Hoffmana i pociąg mi ucieka. Dobra. odczepię się od tej szui, może dogonię. No więc tak. Pan złotousty Hoffman, moim zdaniem, jest podłą gnidą i sługusem. No może nie sługusem, bo gość wie, co czyni. Żeby nie dojść do Błaszczaka, żeby nie dojść do Błaszczaka, bo temat sobie pójdzie... Hoffman mianowicie moim skromnym zdaniem gada trzy po trzy, bo tak mu wygodnie. Ma z tego kasę i splendory, ale nie jest fanatykiem, o nie. On wie, co jest grane. On jest zwykłą , polityczną prostytutką, chociaż do Ziobry mu daleko. Ma gadane, więc nadaje. Wodolejstwo ma wrodzone i już. Jest fałszywą mendą, która i Jarusiowi nóżkę podstawi, jak przyjdzie czas. Bo właśnie Błaszczak... się nie odczepię... ale on wierzy w to co mówi. Gada też bzdury, ale dla mnie w tym jest wiarygodny ( nie mylić z tym, ze mu wierzę), bo mówi, co myśli. Żyje tym i już. Zostawiam panów w spokoju, bo im się czka.
Można dalej czytać.
   No więc nie uważam, żeby tej sytuacji, jeśli ktoś czytał to wyżej, to przypominam, że mówię o kolei, winna była pani minister. Ona tylko powinna zdyscyplinować spółki, niechby mieli w zapasie na takie sytuacje spalinówki, co im szkodzi, zawsze to pociągnie i już mniejsze spóźnienie. Niechby szefowie tych spółek informowali podróżnych, co się dzieje. Niechby zamówili chociaż ciepłą zupę, dowieźli koce, no nie wiem, niechby coś robili, a nie tylko kasę brali. A może warto przywrócić tych porządkowych, co po torach łazili i naprawiali w razie czego, niechby tam było i kilku elektryków, coby trakcję z lodu uprzątać. Nie wydaje mi się, żeby to jakieś trudne i odkrywcze było, a może warto wprowadzić w czyn. 
 A pani minister... ech. Moim zdaniem za bardzo emocjonalnie podchodzi do krytyki, miętka jest. Życzę jej, żeby wytrwała, bo fajna babka z niej.
I teraz tak. Przepraszam, za dygresję. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam. Jakby kto chciał donieść Hoffmanowi i Błaszczakowi, że mendy, to proszę bardzo, może nie wiedzą o tym. A zresztą napiszę tutaj oficjalnie. Komentarz o tych dwóch panach, to tylko moje zdanie. Nie namawiam, żeby ich bić, spalić, czy coś tam. W gruncie rzeczy czekam na nich przed odbiornikiem, bo dostarczają mi rozrywki. 
Dziękuję za uwagę :D

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Świat oszalał

  Mam bojowy nastrój i nie Ulico, to nie są te dni. Trafia mnie. Oglądam wiadomości... Tu śmierć nienarodzonych bliźniąt, tam wypadek, jeszcze gdzie indziej gościu, którego powinni juz dawno zamknąć w psychiatryku, barykaduje się z rodziną i grozi, że się wysadzi. Znowu na TVN24 czytam, ze pijani rodzice opiekowali się pijanymi dziećmi... Dwumiesięczne miało 0,47 promila.
 Ja pierniczę, co się dzieje? To tak specjalnie nam pokazują?
Żebyśmy za dobrze się nie czuli, czy co? Serio nic fajnego się nie dzieje? Nikt nie zrobił nic pozytywnego, genialnego? Serio? To jakiś nowy rodzaj doświadczenia przeprowadzanego na obywatelach? Ile wytrzymają?
  Otóż ja już nie wytrzymuję. Przestańcie już. Tylko podpowiadacie złoczyńcom, co by tu jeszcze. Jeden debil wpadł na to, że może by tak alarm, że bomba... Telewizja roztrąbiła, znaleźli się naśladowcy. Było głośno, było fajnie, w TV mówili, jestem gość... Mama Madzi wykombinowała porwanie, znalazła się druga, która też wymyśliła sobie opiekunkę, która jej dziecka nie dopilnowała. Aż chce mi się krzyknąć: Komuno wróć!, przynajmniej wtedy jakieś "osiągnięcia" mieli, zmyślone nie zmyślone, liczy się, że pozytywne. Nawet te negatywne potrafili przekazać tak, że człowiek się cieszył, że mogło być gorzej, a będzie lepiej. A teraz? 24 na dobę podają wiadomości, na każdym programie to samo, a jeszcze jak czegoś nie zmieszczą, to na pasku puszczą, a co. Dokopać im jeszcze. Wstałeś już? Wyspany? Nie wiem, może coś się w pracy udało, dziecko piątkę dostało? To masz, co nam tu będziesz się szczerzył, jak jaki głupi. Polak swój honor musi mieć, prawdziwy Polak cierpi, a nie cieszy się czort wie z czego. Nie dasz rady? To masz, śniegu nie będzie, nie pojeździsz na nartach, nawet na wodnych, bo to z górki i spłynie. Hahahaha, lodowisko na narodowym? O nie ma tak dobrze. Cieszysz się? Czekaj Ty. Przyjdziemy w nocy, sól wysypiemy, nawet nie popływasz, bo za płytko. 
 Ja tak myślę, że to takie celowe działanie rządu. No nie wiem... Spadnie bezrobocie, o, albo o grosza potanieje benzyna i już się człowiek cieszy, bo cały dzień o tym gadają i żadnych tragedii nie puszczają. Chyba mają zakaz. 
  I tak się rozpisałam, że nie wiem , jak skończyć, bo tyle mam tego jeszcze... Też przytruwam, ale najzwyczajniej w świecie dzisiaj to mnie szlag już trafił na te wiadomości. Lubię wiedzieć co się dzieje na świecie, ale może by to jakoś tak wypośrodkować.? Dobrzy ludzie też istnieją, nie tylko potwory.

niedziela, 19 stycznia 2014

Czuję się zobowiązana

  Czuję się zobowiązana do wysiłku intelektualnego, gdyż coraz więcej osób do mnie zagląda. I nie wiem czy mogę mruczeć i marudzić. A chce mi się, bom załapała dół. Chwilowy, jak pewnie zawsze, ale jednak. Mogłabym go wykorzystać i napisać całkiem zgrabny, depresyjny post ;) Że mąż mi skrzydła podcina, nie chce uwierzyć, że to co chcę zrobić, może wyjść. (A może) Że lata lecą, a ja poza mężem (nabytym), dziećmi (wytworzonymi) i czterema królikami (trzem nabytym i jednym wytworzonym), nie mam nic, a nawet jeszcze mniej... Że pogoda, że program w telewizji, że życie ogólnie do bani jest. Że czasami nie wytrzymuję i szlocham spazmatycznie, bo zapomniałam, jak płakać.
 Ale po co? Komu to co dobrego do życia wniesie. Co to da, że ponarzekam. Trzeba łeb podnieść, uśmiechnąć się i walczyć dalej. Stworzono mnie istotą myślącą, czasami aż za bardzo, to do czegoś zobowiązuje.
 Są dzieciaki... Czegoś muszą się nauczyć od matki, bo tatuś już chyba ich nie potrafi nauczyć, a może i nie chce. Wolę myśleć, że to pierwsze, ale wiem swoje...
 A prawda jest tak, że to już za dużo. Że ja już nie potrafię. Że już więcej nie zniosę. Że wyć do księżyca. Polska zawiodła, życie zawiodło, "przyjaciółka" zawiodła. Jestem podła, bo ulało mi się na nią do wspólnej koleżanki, a raczej na jej męża. Więc ja też zawiodłam i mam wyrzuty sumienia, żem świnia i podlec zwyrodniały. 
  Mąż zamiast się za coś wziąć, coś zmienić, tylko fochem strzela co chwilę. Jeszcze trochę i ja go strzelę patelenką i jeden kłopot z głowy... 
 No i już, tragedii nie ma.

wtorek, 14 stycznia 2014

Mam pytanie

Słuchajcie. Czy na moim blogu wyświetlają się jakieś reklamy? Czy to tylko u mnie je widać? Niedobrze mi się robi i nie wiem czy nie skończy się to źle, jeśli jeszcze raz zobaczę ten trzęsący się brzuch. Autentycznie, nie dość, że zasłania mi to to widok, to jeszcze łapie się za brzuch i mi tu nim potrząsa przed oczami. Mało fajny widok. Jeśli nic Wam się nie wyświetla, to może ktoś wie, jak się tego pozbyć? Podejrzewam mojego małżonka, że coś ściągał z internetu razem z tym świństwem. Przeszukałam całego kompa poszukując programu, który mi to obrzydlistwo pokazuje. Nie mogę znaleźć. Nawet rejestr czyściłam. Mam przeglądarkę Firefoxa. Pomóżcie, bo nie mogę się skupić...

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Kobieto ogarnij się

  Sto lat temu poszłam na kurs z PUPu. Nie wiem, czy teraz też są tak długie kursy, czy nie, ale tamten trwał pól roku i nie płacili nam za to. Uczyliśmy się za darmo, a co, tacy byliśmy rozrzutni. Pół roku, to dużo czasu na jako takie poznanie się, zgranie, polubienie, znienawidzenie, jednym słowem, na ułożenie jakiś relacji.
   Pewnego pięknego dnia poszliśmy do knajpy na piwko z okazji dnia kobiet. Było świetnie, ale... Jakież było nasze zdziwienie, gdy na drugi dzień, nasz najcichszy, najspokojniejszy, najmilszy kolega przyszedł do szkoły poobijany. Okazało się, że to małżonka go tak urządziła. Pobiła go, odwiozła do szkoły i przez wszystkie nasze zajęcia siedziała w samochodzie i pilnowała. Nie była zazdrosna, nie. Chłopak był alkoholikiem i niechcący "pomogliśmy" wpaść mu w "cug". Teraz już nic nie pomogło. Po jedną flaszkę wyskoczył przez okno z tyłu szkoły, po drugą poszedł jego kolega.
   Pracowałam kiedyś w wytwórni wędlin. Byłam kierownikiem magazynu. Wydawałam towar i siłą rzeczy miałam kontakt z kierowcami. Jakież było moje zdziwienie, gdy jednemu z nich zepsuł się samochód. Facet nie trzeźwiał. Żona przychodziła po niego do pracy.
   Jak to jest? Co to za dziadostwo, że niszczy rodziny? Dlaczego kobiety dają się w to wciągać? Pilnują, kontrolują, błagają... Reorganizują cały swój dzień, żeby dopilnować męża, partnera, chłopaka... Dlaczego mężczyźni tak się nie poświęcają dla swoich pijących partnerek? Kobieta alkoholiczka, nie może liczyć na wsparcie ze strony bliskich. Kobieta alkoholiczka to dno. O mężczyznę zazwyczaj się walczy, o kobietę nie ma kto...
   Nie mogę słuchać: "on się stara", "on przestanie", "ja go kocham", "nie mogę go tak zostawić". A gówno!!!! Nie zgadzam się!!! Myślisz, że on by się tobą przejął? Myślisz, że latałby za tobą po knajpach? Warował przed szkołą? Pracą? Zostałabyś z tym sama. Jeślibyś miała szczęście, to zabrałby Ci dzieci, żeby nie musiały na to patrzeć. Kobieto! Ogarnij się! Zacznij żyć! Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla dzieci, matki, babki... Ale zrób!!!

 

piątek, 10 stycznia 2014

Nie będę czytał tej książki...

Młodsze dziecię czytało "Pinokia". Lubię tę książkę. Dwa lata temu, gdy czytałam ją Starszemu, Młodszy też ją lubił. Moim skromnym zdaniem założeniem tej książki jest to, żeby nasze kochane latorośle były w miarę grzeczne, posłuszne, liczące się z naszym zdaniem, nie sprawiające zbytnich kłopotów, nie kłamiące i nie ufające nieznajomym. Może coś pominęłam, nieważne. Cele szlachetne. Książka ładna, miła i przyjemna... Jakież zdziwienie mnie ogarnęło, gdy Młodsze Stworzonko wdarło się do mojego pokoju i stwierdziło:
- Nie będę czytał tej książki. Pinokio to debil, a tak w ogóle, to w tej książce sami debile są.
 Szczęka mi opadła. W życiu nie słyszałam, żeby ktoś tak zareagował na tego pajaca. Starszy, gdy to jego lektura była, przeżywał, że Pinokio robił przykrość swojemu tacie, wróżce, świerszcza zabił... Przeraził się, że Pinokio zawisł na dębie. No nie wiem, przeżywał chyba tak jak dziecko powinno?
 Młodszy stwierdził, że to głupie. Nie rozumiał w jaki sposób Pinokio mógł tak dać się okłamać Kotu i Lisowi? Jak rybak mógł pomyśleć że pajac to ryba? 
 Niezdolna do jakichkolwiek rozmów z Młodszym na temat lektury, jęłam skarżyć się do kogo popadnie, że moje dziecko jest dziwne. Matka ma podzieliła zdanie swej córki, ojciec mój ryknął śmiechem, a siostra stwierdziła:
- Bo Pinokio to jest debil.

środa, 8 stycznia 2014

Pasy Głupcze !!!!

"Dasz radę utrzymać na rękach słonia? Taka masę będzie miało Twoje dziecko w chwili zderzenia. Twoje ramiona go nie ochronią.
Niezapięty z tyłu kumpel siedzący za Tobą, w chwili zderzenia przełamie nie tylko oparcie Twojego fotela. Zmiażdży Cię.

Naprawdę masz siłę zmierzyć się z masą uderzeniową 3750 kg? To tylko 50km/h i 75 kg wagi pasażera."
   Koleżanka wybrała się z rodziną na wczasy. To miały być cudowne dni pełne odpoczynku, zabawy, szczęścia... Nie były takie... Postanowili jechać w nocy. Dziecko miało ADHD. Chcieli, żeby spał, żeby był święty spokój. Koleżanka przysnęła na sekundkę, dosłownie. Ona i jej mąż byli zapięci pasami, skończyło się na drobnych potłuczeniach. Chłopiec nie miał tyle szczęścia. Spał na tylnym siedzeniu, bez fotelika i pasów. Dzisiaj nie ma już ADHD, jeździ na wózku...
 Osobisty mój małżonek, kiedy nie wiedział jeszcze o moim istnieniu, wsiadł z wujkiem do "malucha". Siedział z przodu, pasów nie chciało mu się zapiąć. Była stłuczka. Szyba prawie go oskalpowała. Do dziś ma bliznę na głowie i w duszy. Nigdy nie zrobi prawa jazdy...
 
  Mojego młodszego syna kolega stracił mamę. Nie zapięła pasów. Jechała do nowej pracy. Był wypadek. Złamała kręgi szyjne. Jej mąż na to patrzył. Syn miał świętować przyjęcie pierwszej komunii...

Wraz z innymi blogerami apelujemy do Was wszystkich. Na drodze nasze bezpieczeństwo zależy przede wszystkim od nas ZAPINAJCIE PASY!
  
  
 

wtorek, 7 stycznia 2014

"Ten Obcy" znowu obcy

                      Czyli o lekturach słów kilka

 Zastanawia mnie, po co dzieci czytają lektury? Jaki cel przyświecał ministerstwu, że akurat te pozycje wybrało i uznało, że dzieci będą szczęśliwe czytając niektóre stare gnioty.
 Uwielbiam czytać, zawsze lubiłam, ale zarówno kiedyś, jak i dziś uważam, że do niektórych książek trzeba dorosnąć, niektóre niekoniecznie czytać, a skoro ktoś chce nauczyć/przekonać dzieci do czytania, to niech może wybiera lektury używając mózgu, a może nawet samemu je czytając? Może trzeba by przetestować, ewentualnie zainteresować się, czy akurat te, a nie inne książki będą odpowiednie do wieku, zainteresowań, płci (ach ten gender) i czasów, w których żyją dzisiejsi młodzi czytelnicy? Już słyszę te głosy, że najlepiej jakby dzieci wcale nie czytały, może wcale od nich tego nie wymagać, ewentualnie niech czytają tylko komiksy i to koniecznie te, w których mało jest tekstu w "dymkach".  Otóż nie. Niech czytają, ba, powinni czytać. Uznaję też fakt, że są takie książki, które trzeba przeczytać i koniec. Nie ma zmiłuj się. Ale reszta? Tak trudno co jakiś czas przeczytać te lektury i uaktualnić ich spis? Powyrzucać co starsze i mniej zrozumiałe dla dzieciaków, a powtykać takie bardziej na czasie? Dlaczego lektury muszą już kolejne pokolenie napawać obrzydzeniem, doprowadzać do nerwowych drgawek i wysypki?
 Starsze me dziecko na początku roku szkolnego przyniosło spis lektur do domu i nawet byłam zachwycona wyborem. Naprawdę. Znalazł się tam "Hobbit", "Nawiedzony dom" i moja ulubiona niegdyś lektura "Ten Obcy". Tak się złożyło, że akurat na "po świętach" Starszy miał przeczytać tę ostatnia książkę. Dysleksja, dysleksją, ale czasu aż nadto, siadaj synu i czytaj po trochę codziennie. No i siadło dziecko i czyta, czyta, czyta... Za jakąś godzinę przychodzi do mnie i mówi, że książka nudna, a tak w ogóle, to on nic z tego nie rozumie. Jak to? Co to ma znaczyć? Złapałam za książkę i zaczęłam mu czytać, bo przecież trzeba... No i faktycznie... Subtelna, piękna, nieśmiała miłość pomiędzy Ulą, a Zenkiem, która mnie zachwycała, dla mojego dwunastolatka była zupełnie niezrozumiała. Wytłumaczenie dlaczego mama małego Grzesika nie chciała pożyczyć roweru bez zastawu i dlaczego zegarek kiedyś był tak samo cenny, jak rower było jeszcze do przejścia i potraktowałam to jako ciekawostkę. Co to fajerka? Wytłumaczyłam. Scena gdy Zenek ratuje dziecko? Kiepsko było. Jak wyglądał "wózek warzywny", który ciągnął koń? Dlaczego ta scena, tak niegdyś dla nas dramatyczna, teraz jest nie do wyobrażenia sobie przez moje dziecię? A słownictwo? "Zenek patrzał"... Mamo? Dlaczego patrzał? Coś źle czytasz? "Matka Pestki ściągała swetr"... Ludzie! Ogarnijcie się! Wiem, że ta książka dostała nagrodę, jako super współczesna książka, czy coś w tym stylu, ale to było w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Ja przeczytałam książkę z zaciekawieniem i nostalgią. Moje dziecko miało dosyć, a nie jest ograniczone. Czytaliśmy już stare książki i nie było problemu, ale były to książki, które wybrałam stosownie do jego wieku i upodobań.

sobota, 4 stycznia 2014

Nierówna walka :)

Poszły dzieci się myć. Myją się, myją... Kurcze, ileż można się myć... Nie są znowu tacy wielcy, grubi też nie są, zębów jakiś nadzwyczajnie wielkich też nie mają, no to co oni tam tyle czasu robią? Słyszę skrzypnięcie drzwi od łazienki. Tup, tup, tup...
- Mamooooo - słyszę szept.
- No? - pytam.
- Kran się zepsuł.
- W jaki sposób się zepsuł? Sam? Znowu Samosie grasują po domu? - mamroczę pod nosem idąc do łazienki.
- No sam... No tak nie do końca. Kamil przekręcił i dziura się zrobiła.
Poszłam sprawdziłam. Dziura? To nie była dziura. Ten kran to się prawie złamał... Z powodu snu mojego małżonka, który jako jedyny następnego dnia miał wstać  skoro świt, awantura odbyła się szeptem i pognałam grzebać mężowi w szafce z różnymi dziwnymi rzeczami. Wprawdzie przemknęło mi przez myśl, że całkiem zabawnie byłoby zostawić tę dziurę samej sobie, żeby małżonkowi jutro woda trysła w twarz, ale pomyślałam też o tym, że nie omieszkałby mnie obudzić rano dzikim rykiem, może nawet zażądałby jakiś wyjaśnień, a ja o piątej rano i to jeszcze przed kawą prawie nie żyję i mogłoby mi to zakłócić jakieś czakry, karmę, czy coś tam. Lepiej nie ryzykować. ;) Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Wywlekłam z męża szafki najlepszą przyjaciółkę mą, czyli szeroką, srebrną i bardzo mocną taśmę do klejenia wszystkiego, co moje dzieci raczą zepsuć i kran naprawiłam.
 Na drugi dzień mój szanowny małżonek pokazał mi narzędzia, poinstruował, gdzie sklep, co kupić i polecił załatwić sprawę pozytywnie, gdyż on wraca po zamknięciu sklepów, a to tak nie może być. Wcale nie oponowałam. Zlew sobie przepchałam, spłuczkę zmieniłam. Tyle lat sama sobie radziłam, to co mi tam taka dziura w kranie.
 Rano pełna zapału złapałam za klucz i jęłam odkręcać to, przez co woda do umywalki się wlewa. Nie szło mi jakoś, no trudno, taśmę trzeba chyba odkleić.  Odkleiłam i co? Ano jedna część kranu została mi w dłoni, a druga została w baterii. Co to dla mnie... Poszłam po kombinerki. Tłumy w postaci moich dzieci zaczęły napływać do łazienki i dawać mi dobre rady. Coraz bardziej upocona, posłałam dzieci do diabła i postanowiłam odkręcić całą baterię, bo kran nie chciał poddać się moim destrukcyjnym zabiegom, a wydawało mi się, że coś tam na wymianę widziałam w sprzęcie mężowym. Buahahaha. Myślałam, żem mądra. Sromotnie się zawiodłam, bo ta druga bateria nie taki rozstaw miała, a w tym momencie jeszcze nie wiedziałam , że tam w ścianie mieszka sobie coś takiego, jak reduktorek, który jakby tylko chciał, to nawet życie by mi ułatwił. Nic to. Złapałam całość i poleciałam do sklepu. Przecież tam coś poradzą, może mi wyjmą to ustrojstwo, uszczelki dobiorą, kran sprzedadzą.... Aha... Gucio. Remanent mieli. Nic to.  Pognałam do drugiego sklepu... Nie mieli nic takiego. Co mi tam jakieś głupie sklepy na drodze będą stawały. Po wizycie w piwnicy teściowej i niemożności znalezienia odpowiednich rzeczy do mojego kranu poddałam się i zadzwoniłam do męża. Kran mnie pokonał. ;)


 

czwartek, 2 stycznia 2014

Dzieci sieci

 Uczymy dzieci siadać, mówić, chodzić, kultury przy stole, kultury takiej na co dzień i różnych innych rzeczy. Dużo czasu temu poświęcamy. Nie chcemy, by nasze dzieci były chamskie, podłe, wredne.. ale tylko w tak zwanym "realu". Czy wiemy, jak nasze dzieci zachowują się w sieci? Jakimi są partnerami w grze? Czy są fair? Otóż nie wiemy tego. Nie mamy zielonego pojęcia, co te dzieci tam wyrabiają. Radzę się przyjrzeć, chociaż... czego wymagać od dzieci, gdy dorośli ludzie za głupie "ity" potrafią zachować się , jak swołocz. Potrafią kłócić się z dwunasto, trzynastolatkami. 
 Jestem z tych mam, które na punkcie bezpieczeństwa swoich dzieci w sieci mają hopla. Czasami nawet siadam obok i patrzę, jak grają, z kim gadają, czy zachowują się przyzwoicie. Nie zostawiam im sieciowej przestrzeni bez kontroli. Sorry. Za młodzi są.
 Moje dzieci grają w "mine crafta". Nie cierpię tej gry, nie rozumiem jej, widzę, że straszne emocje wyzwala w dzieciach, dlatego staram się, żeby chłopcy jak najrzadziej w nią grali. Niestety ta gra bardzo  wciąga dzieciaki i dorosłych. No i dzisiaj miałam okazję przyjrzeć się, jak wujek grał w tę grę ze swoją siostrzenicą, czy bratanicą. Zamiast zdobywać "ciężką" pracą różne dziwne rzeczy na serwerze, to on uznał, że łatwiej będzie okraść moje dziecko, razem z tą dziewczynką. I teraz tak, dzieci mi wytłumaczyły, że nie wolno akurat na tym serwerze używać "czitów" (cokolwiek to jest) i jakichś tam "game modów". Wujek ów użył i jednego, i drugiego, razem ze swą siostrzenicą oczywiście, włamali się na działkę mojego dziecka, zniszczyli ją i okradli. Moderator twierdził, że to niemożliwe i nie dał im "bana", ale akurat nie o sprawiedliwość mi chodzi, bo uważam, że to tylko gra. Wiadomo, Młodemu było przykro i ja to rozumiem, bo dużo czasu poświęcił na budowę na tej działce, ale odbuduje sobie. Myślę, że akurat więcej straciła ta dziewczynka od wujka. No bo czego się nauczyła? Potem wszyscy mówią, że dzieci nie widzą różnicy między grami, a realnym życiem. No a wujek nauczył dziewięcioletnie dziecko, że można oszukiwać, kłamać, poniżać (wyzywał Młodego, gdy ten upomniał się o swoje i poskarżył "adminowi"), niszczyć czyjąś pracę i kraść.  Cieszę się, że to widziałam. Mogłam wyciszyć emocje moich dzieci i zobaczyć, co internet potrafi zrobić z człowiekiem.  
 Tak się zastanawiam, czy ten wujek tak samo zachowałby się w realnym świecie? Śmiem twierdzić, że pewnie jest z pokolenia dzieci komputerowych... W sumie dzięki niemu zrozumiałam, że należy dzieciakom lepiej zorganizować czas, żeby nie przeobrazili się w takie komputerowe potwory. Czyli mnie też ten wujek czegoś nauczył... Jestem tylko trochę oszołomiona tym, że tak można, że ludzie w sieci są koszmarni, że prawdopodobnie bylibyśmy gorsi niż dzikie zwierzęta, gdybyśmy nie ponosili konsekwencji za swoje zachowanie. Człowiek to zadziwiająca istota.

środa, 1 stycznia 2014

 Pijany kierowca w Kamieniu Pomorskim wjechał w grupę ludzi. Zabił  6 osób, w tym jedno dziecko. Dwoje dzieci trafiło do szpitala, jedno jest w stanie krytycznym.
 Pijany kierowca dla zabawy "kręcił bączki". Wpadł w poślizg, zabił 5 letnią dziewczynkę.
 W Opolu 19 latek wjechał w dom jednorodzinny.
 W Lublinie bus zderzył się z samochodem osobowym. Jeden z kierowców miał 0,5 promila alkoholu we krwi.
 W Łodzi samochód potrącił kobietę w 9 miesiącu ciąży. Kobieta miała 2 promile alkoholu we krwi. Kobieta nie żyje, dziecko jest w stanie krytycznym.
 W mediach toczy się dyskusja, jak karać, czy zmieniać prawo, czy je zaostrzyć? Padają propozycje. Pijanym kierowcom zabierać dożywotnio prawo jazdy, za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, sądzić, jak za morderstwo z premedytacją, trzeźwego pasażera sądzić, jak współwinnego...
 Da to coś? Moim zdaniem nic. Zabiorą "prawko", będzie jeździł bez, licząc, że może mu się uda. 
 Mnie się wydaje, że w Polsce jest społeczne przyzwolenie, na tego typu zachowania. Mamy głęboko zakorzenione to, że "donosicielstwo" jest czymś obrzydliwym, a zresztą nie wtrącam się w cudze życie, co mnie to obchodzi, głupi niech jedzie, mnie to nie dotyczy. 
 To tak samo jak z biciem dzieci. Prawo swoje, a ludzie swoje. Kampania społeczna, "kocham, nie krzyczę", "kocham, nie biję"... A ludzie mają gdzieś. Nikt im się nie będzie wp... w życie, prawda? Młodzież coraz gorsza... Tak, bo bić nie wolno. Kiedyś dostałby i od ojca, i od nauczyciela i byłby spokój. Eh...
 Alkohol... Człowiek po alkoholu ma iście ułańską fantazję. Człowiek po alkoholu może wszystko.Człowiekowi po alkoholu nikt nie podskoczy. 
 Wszystko jest dla ludzi. Nie podoba mi się, że niektórzy nie mają hamulców, wyobraźni, zdrowego rozsądku... Wiem, że wszystkim, a może tylko większości z nas, wydaje się, że " innym się takie rzeczy przydarzają, nie mnie", ale niestety, życie jest nieprzewidywalne. Wszystko się może zdarzyć...