sobota, 4 stycznia 2014

Nierówna walka :)

Poszły dzieci się myć. Myją się, myją... Kurcze, ileż można się myć... Nie są znowu tacy wielcy, grubi też nie są, zębów jakiś nadzwyczajnie wielkich też nie mają, no to co oni tam tyle czasu robią? Słyszę skrzypnięcie drzwi od łazienki. Tup, tup, tup...
- Mamooooo - słyszę szept.
- No? - pytam.
- Kran się zepsuł.
- W jaki sposób się zepsuł? Sam? Znowu Samosie grasują po domu? - mamroczę pod nosem idąc do łazienki.
- No sam... No tak nie do końca. Kamil przekręcił i dziura się zrobiła.
Poszłam sprawdziłam. Dziura? To nie była dziura. Ten kran to się prawie złamał... Z powodu snu mojego małżonka, który jako jedyny następnego dnia miał wstać  skoro świt, awantura odbyła się szeptem i pognałam grzebać mężowi w szafce z różnymi dziwnymi rzeczami. Wprawdzie przemknęło mi przez myśl, że całkiem zabawnie byłoby zostawić tę dziurę samej sobie, żeby małżonkowi jutro woda trysła w twarz, ale pomyślałam też o tym, że nie omieszkałby mnie obudzić rano dzikim rykiem, może nawet zażądałby jakiś wyjaśnień, a ja o piątej rano i to jeszcze przed kawą prawie nie żyję i mogłoby mi to zakłócić jakieś czakry, karmę, czy coś tam. Lepiej nie ryzykować. ;) Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Wywlekłam z męża szafki najlepszą przyjaciółkę mą, czyli szeroką, srebrną i bardzo mocną taśmę do klejenia wszystkiego, co moje dzieci raczą zepsuć i kran naprawiłam.
 Na drugi dzień mój szanowny małżonek pokazał mi narzędzia, poinstruował, gdzie sklep, co kupić i polecił załatwić sprawę pozytywnie, gdyż on wraca po zamknięciu sklepów, a to tak nie może być. Wcale nie oponowałam. Zlew sobie przepchałam, spłuczkę zmieniłam. Tyle lat sama sobie radziłam, to co mi tam taka dziura w kranie.
 Rano pełna zapału złapałam za klucz i jęłam odkręcać to, przez co woda do umywalki się wlewa. Nie szło mi jakoś, no trudno, taśmę trzeba chyba odkleić.  Odkleiłam i co? Ano jedna część kranu została mi w dłoni, a druga została w baterii. Co to dla mnie... Poszłam po kombinerki. Tłumy w postaci moich dzieci zaczęły napływać do łazienki i dawać mi dobre rady. Coraz bardziej upocona, posłałam dzieci do diabła i postanowiłam odkręcić całą baterię, bo kran nie chciał poddać się moim destrukcyjnym zabiegom, a wydawało mi się, że coś tam na wymianę widziałam w sprzęcie mężowym. Buahahaha. Myślałam, żem mądra. Sromotnie się zawiodłam, bo ta druga bateria nie taki rozstaw miała, a w tym momencie jeszcze nie wiedziałam , że tam w ścianie mieszka sobie coś takiego, jak reduktorek, który jakby tylko chciał, to nawet życie by mi ułatwił. Nic to. Złapałam całość i poleciałam do sklepu. Przecież tam coś poradzą, może mi wyjmą to ustrojstwo, uszczelki dobiorą, kran sprzedadzą.... Aha... Gucio. Remanent mieli. Nic to.  Pognałam do drugiego sklepu... Nie mieli nic takiego. Co mi tam jakieś głupie sklepy na drodze będą stawały. Po wizycie w piwnicy teściowej i niemożności znalezienia odpowiednich rzeczy do mojego kranu poddałam się i zadzwoniłam do męża. Kran mnie pokonał. ;)


 

8 komentarzy:

  1. Kurczę, taśma to jednak najlepszy materiał budowlany. Uniwersalny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A wydawałoby się, że to taka prosta usterka :D
    I wierzę, że gdybyś tylko miała potrzebne części to doskonale byś sobie z tym upartym kranem poradziła. A swoją drogą to dzieci Twe mają trochę krzepy w paluszkach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siła ich, to i krzepa jest :D Pewnie , ze dałabym radę, moja inwencja twórcza się nie kończy, w tym wypadku jednak, mogłam poprosić małżonka o pomoc :)

      Usuń
  3. Brawo za same próby naprawienia! Większość kobiet nawet by nie próbowała.

    A ja pochwalę się nieskromnie, że też kiedyś się znalazłam w nieco podobnej sytuacji. I sama wykonałam (przymuszona okolicznościami) dość skomplikowaną naprawę hydrauliczną tej całej maszynerii rurowej, która znajduje się w odpływie umywalki. Powymieniałam to i owo, poucinałam wyżarte przez krecika i ukrop elementy plastikowe, odetkałam wszystkie rury, oczyściłam, zrobiłam jakieś nietypowe obejście problemu - i maszyneria działa do dziś (ponad 2 lata).

    Od tej pory mąż mnie goni do wszystkich prac hydraulicznych w naszym domu...

    Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poddałam się tak szybko, właśnie po to, żeby mój szanowny małżonek nie wykorzystywał mych talentów :)

      Usuń
    2. Hehehe, zatkało co? :D

      Usuń