piątek, 4 kwietnia 2014

W sądzie nikt pani nie pomoże!

Zdarzyło się tak, że zostałam zmuszona do podjęcia kroków w stronę sądu. Zachciało mi się jednym słowem walczyć o sprawiedliwość, wypłatę szanownego małżonka, jego świadectwo pracy i odszkodowanie od nieuczciwego pracodawcy. Efekt? Paczka fajek w torebce, rwa kulszowa, ból kręgosłupa, łzy w oczach, nienawiść do Solidarności, rozstrój żołądka i chyba nic więcej.
Warto? W sumie... Trochę nam jest winien, nawet trochę dużo... Dałabym sobie jednak spokój, bo ręce opadają, gdy ma się do czynienia z bezpłatnymi poradami prawnymi, ale... Uzmysłowiłam sobie, że to dlatego w Polsce jest, jak jest. To dlatego pracodawcy bezkarnie oszukują pracowników. Żeby założyć sprawę takiemu delikwentowi, trzeba mieć stalowe nerwy, bądź być mną, wredną, przekorną i zawziętą mną. Nie popuszczę. Cała banda "bezradnych" mężczyzn czeka, aż ruszę sprawę. Nie przeszkadza mi to wcale, a wcale. Za bardzo jestem wściekła, na nich też.
Pełna optymizmu zadzwoniłam do PIPu. Dobrze że wcześniej poczytałam w Internecie na ten temat, bo, słowo honoru, w życiu bym się nie domyśliła , o czym ta pani ze mną mówi. Nagadała się , nagadała, a w końcu oznajmiła, że sprawa i tak się w sądzie skończy, więc lepiej żebym od razu pozwała pracodawcę męża. Ok. Małżonek wziął wolne w sobotę (!) i poszliśmy do radcy. Matko! Pani nawet nie wiedziała ile wynosi delegacja za granicą. Ja, czytając wujka Google, byłam lepiej zorientowana niż ona. No trudno, mówię do męża, pójdę w czwartek, dowiem się w Solidarności ( na stronie sądu pracy zarekomendowani ) , co mamy robić. Pełna optymizmu w rzeczony czwartek poleciałam do ich siedziby i tamże dowiedziałam się, że Solidarność owszem pomaga pracownikom, ale tylko i wyłącznie tym "swoim". Słowo, wyszłam ze łzami wściekłości i mocnym postanowieniem sabotażu następnej akcji tegoż związku parszywego. No nic. Przy kościele po południu ktoś miał przyjmować, no to poleciałam. Pocałowałam klamkę, posłuchałam głuchego dźwięku w telefonie... No żesz... Na stronie naszych lokalnych wiadomości reklamowała się pani poseł, że udziela akurat w tym dniu porad prawnych dla obywateli, tylko prosi,żeby najpierw do niej zadzwonić. Zadzwoniłam... Zgadnijcie? Tak, nikt nie odebrał. Zdenerwowana na maksa pobiegłam dzisiaj rano bezpośrednio do sądu, niech mi wytłumaczą, jak to jest z tymi radcami, którzy pod ichnią banderą mają pomagać obywatelom. .. Pani w sekretariacie obraziła się na mnie. Autentycznie była zdegustowana moim pojawieniem się w progach jej pacy. Zdenerwowała się, że żądam wyjaśnień i wymagam od niej jakiś wiadomości na temat ludzi, których poleca na stronie sądu. Na koniec powiedziała jeszcze : W sądzie nikt pani nie pomoże.
Budujące

12 komentarzy:

  1. Kochaniutka, musisz wiedzieć,że w takich sytuacjach zazwyczaj zostajesz sama, im szybciej sobie to uświadomisz, tym lepiej! Na związki, to ty się nie oglądaj, to jedna wielka ściema. Znajdź sama radcę, albo adwokata i niech was reprezentuje
    w sądzie. Na pocieszenie powiem ci, że w takich spornych sytuacjach sąd staje po stronie pracownika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toteż szukam. Aż sobie poszukam statystyk, ilu ludzi podaje do sądu swoich pracodawców. Może w innych miastach jest lepiej...

      Usuń
    2. Mogę ci powiedzieć, że jeżeli jest tylko ktoś ma niewielki punkt zaczepienia, że słuszność jest po jego stronie, to niewielu jest co nie podaje do sądu.

      Usuń
  2. oby tylko finał był pozytywny i sprawiedliwy

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety takie jest życie. Gdybyś poszła na prywatną wizytę do lekarza, prawnika czy pośrednika nieruchomości, to wszyscy przyjęliby Cię z otwartymi ramionami (i portfelami).
    Gdy idziesz gdzieś, gdzie przyjmują za darmo, to przeważnie mają Cię w dupie..
    Pozdrawiam i życzę pozytywnego załatwienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie to mnie drażni. Oni przecież nie robią tego za darmo, tylko po prostu nie ja im płacę.

      Usuń
  4. Temat dochodzenia należnych pieniędzy od pracodawcy jest mi ostatnio bardzo bliski, niestety... U mnie, z różnych skomplikowanych przyczyn, sprawa pewnie do sądu nie trafi. Tym bardziej, że jest jeszcze ostatni cień szansy na jej polubowne załatwienie w najbliższych miesiącach.

    Ale jeśli mnie orżną i odmówią tego, co mi się słusznie należy - to też nie popuszczę (i popieram Cię w Twojej zawziętości oraz konsekwencji) - być może nagłośnię sprawę przez internet i nie tylko, być może złożę skargę do odpowiednich instytucji... Jeszcze nie wiem. Ale nie pozwolę się traktować jak śmiecia.

    Trzymam kciuki za Wasze sprawy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wzajemnie. U nas też cały czas nas mamili, że będą pieniądze, będzie świadectwo itd, ale po ostatniej rozmowie z pracodawcą męża, trafiło mnie. Już nie wierzę, więc został tylko sąd niestety. Dzwoniłam z nadzieją, że chociaż na raty wypłaci, ale pan mnie potraktował, jak natręta... Zaproponował nawet, że mi pożyczy (!) ze 400 zł, żebym pojechała do jego zleceniodawcy wyciągnąć jego (!) pieniądze. Uznałam to za bezczelność.

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać, że negocjacje z nim prowadzę już od grudnia.

      Usuń