czwartek, 28 listopada 2013

Szykuję się do rozmowy

Testuję aplikacje librusa na telefony, no i dostałam wiadomość, że Kamil dostał 1 z przyrody. Zdenerwowałam się, bo wiem, że potrafi i zaczęłam zastanawiać się, co się stało, bo akurat pani z przyrody jest bardzo wyrozumiała. Długo się nie zastanawiałam, bo na przerwie zadzwoniło do mnie dziecię, a raczej oburzona Bestia. Z wściekłym charkotem i sykiem poinformowała mnie o 1 z przyrody obwiniając o nią nauczycielkę. Nikt nie zgadnie, co ten Potwór zrobił. Nigdy nie było z nim problemów. Załkałam, a Bestia pałając świętym, choć może nie w tym przypadku, bo świętym być przestała od jakiegoś czasu, oburzeniem, oświadczyła, że pani ma jakieś dziwne fanaberie i kazała wstać Bestii do odpowiedzi, a Bestia miała życzenie odpowiadać na siedząco. Chwilę się przekomarzali, ale gdy Bestia kategorycznie odmówiła zeznawania na stojąco, pani się zdenerwowała i wstawiła do dziennika 1. Z Bestią w stanie wskazującym na rozgoryczenie, wściekłość i przekonanie o swej racji, nie da się za bardzo rozmawiać, więc powiedziałam tylko, że porozmawiamy w domu i czym prędzej się rozłączyłam. Teraz siedzę i dumam w jaki sposób mam wytłumaczyć Bestii, że to ona racji nie miała, nie narażając jej się zbytnio.

wtorek, 26 listopada 2013

Coś się dzieje

 Od pewnego czasu mam w domu Odkurzacz, przyzwyczaiłam się, ale kilka dni temu moje starsze dziecię zamieniło się w Magasfochowaną Bestię Tryskającą Jadem, w skrócie MBTJ. Nie powiem, zaczynam być lekko spanikowana i przerażona. MBTJ przestało komunikować się w ludzkim języku, ba, nawet przestało się starać. MBJT zaczęło kłamać na potęgę, kląć przy okazji i bez kazji, zaczęło bez powodu terroryzować Odkurzacz i swoją własną rodzicielkę, która stanęła okoniem, przez co stała się Wrogiem Publicznym Number One Megasfochowanej Bestii Tryskającej Jadem, w skrócie WPNOMBTJ.
 Nic to , kupiłam ziołowe (na razie) tabletki na uspokojenie i zaczęłam spokojnie analizować powody, dla których moje starsze dziecię, też nie święte, ale dające żyć, zmieniło się a MBJT.  Najpierw zaczęłam podejrzewać podstępne krasnoludki o podmiankę swojej bestii na moją. Wprawdzie podmieniają niemowlaki, ale to, co teraz zamieszkało w moim domu, też bym chętnie komuś podrzuciła, więc może to być przyczyną. Gdy Bestia poszła spać, poszłam z latarką, stanęłam u wezgłowia i patrzę, czy łeb puchnie. Nie puchnie, ale może to są późniejsze objawy. Jednak musiałam wykluczyć krasnoludki. Bestia nie pochłania olbrzymich ilości pokarmu, wprawdzie drze koparę, ale takie wybuchy kończą się zazwyczaj płaczem, a nie wzrostem łba. Trudno. Musiałam przyjąć do wiadomości, że to musi być moja Bestia. Nawet wiem co się stało. Po prostu po dwunastu latach użytkowania, wzięła i się popsuła. Symptomy były. Jakieś dwa lata temu zaczęła pośmierdywać i wydzielać z siebie jakąś tłustą maź, jednak wtedy wystarczały tylko niewielkie zabiegi kosmetyczne. Teraz zaś trzeba będzie obmyślić jakiś program naprawczy. Dlatego :

Rodzicu, jeśli Twoje dziecię zaczyna pośmierdywać, to wiedz, że coś się dzieje i wkrótce zamieszka z Tobą MBJT.

czwartek, 21 listopada 2013

Odkurzacz

Odkurzacz ma już 10 lat. W zeszłym roku coś się z nim stało i przestał odkurzać, a zaczął pochłaniać. No cóż, człowiek się przyzwyczaił do Odkurzacza, niech sobie pochłania. Jednak z dnia na dzień Odkurzacz coraz więcej chce pochłaniać. Całe szczęście, że sam się opróżnia. Staje się nieznośny i już o niczym innym nie myśli, tylko co by tu jeszcze. Gorzej, doszło do tego, że wściekłym warczeniem i charkotem domaga się, żeby go natychmiast obsłużyć. Do kogo nie poszedłby na "służbę" tam pochłania. Odkurzacz staje się koszmarem dnia codziennego. Jak zapchać Odkurzacz?

wtorek, 19 listopada 2013

Mega wk..

Pisałam, że młody ma dysleksję? Pisałam. Opinia dostarczona do szkoły, do rąk wychowawczyni we wrześniu, w pierwszym tygodniu nawet. No i luz, przestałam się martwić egzaminem szóstoklasisty, młody się uczy, w opinii zalecenia, no to szukamy odpowiedniego gimnazjum.
W zeszłym tygodniu dziecię wręczyło mi karteczkę, a tam napisane mniej więcej :  imię i nazwisko, klasa, numer w dzienniku, w jakiej sali egzamin będzie pisany, drugie imię- brak, poprawiłam, bo ponoć pani kazała dane sprawdzić. Między innymi było coś takiego: dysleksja-brak. Durnam, bo mogłam od razu czepić się, że jak to, ale pomyślałam sobie, że skoro mam poprawić, to poprawię i będzie dobrze. Do głowy mi nie przyszło, że powinnam to sprawdzić. No i dzisiaj dziecko mówi, że pani stwierdziła, że przecież on nie ma dysleksji. Dziecko, jak to moje dziecko, słowem sie nie odezwało, obróciło się na pięcie i poszło. Pani jednak zajrzała do swojej szafki, poszperała, wyciągnęła opinię i powiedziała:
-Przepraszam, faktycznie masz dysleksję słuchową.
No to ja teraz pytam? Po co ja się szarpię, po co wnerwiam, po co męczę dziecko, dlaczego moje dziecko popada w coraz większą frustrację? Bo co? Bo pani zapomniała przekazać innym nauczycielom opinię, ba, zapomniała chyba przeczytać? Te wyrównawcze z matmy, to tez dlatego, że ona sobie zlała? A młody coraz bardziej znerwicowany, bo miało być inaczej? Bo dostał dwóję z fonetyki? Przy takiej dysleksji? No żesz kurwa mać. I co teraz z egzaminem? O ile się orientuję, do komisji taka wiadomość powinna dotrzeć do końca września. I co? Wyrównawcze też... Kamil źle zrozumiał, aha.. Oj, ja się za tydzień przejdę. Sprawdzę, czy pani przyjdzie na wyrównawcze. Dziecko mi marnują. On naprawdę nie musi być super uczniem , nie wymagam jakiegoś specjalnego traktowania, ale miał mieć dostosowania, mają w opinii, jak z nim pracować. Wyć mi się chce, ręce mi opadły. Kuźwa, to my z młodym obydwoje sie męczymy i nie rozumiemy co jest grane, dlaczego jest tak oceniany... A... I jeszcze co. Nie dostaję żadnych sprawdzianów do domu do wglądu, prawa kurwa autorskie. FUCK. Zaufałam szkole...
Napisałam do pani zapytanie na librusie. Nosi mnie

poniedziałek, 18 listopada 2013

O tym, jak małżonowi wali się świat :)

 Przyjechał małżon na weekend. 
- J mówi, że załatwia pracę w W.
-Ok, to co będziecie pracować teraz w Polsce?
-No, a co, masz coś przeciwko?
-Nie, ale niech Ci powie wcześniej, pracy poszukam.
-A co? Masz zamiar pracować?
-A nie? Będziesz na miejscu, to będziemy się zmieniać przy dzieciach, mogę w końcu iść do pracy.
-Podobno zarobię .... .
-I dobrze, ale nie licz na to, że będę w domu siedzieć, też chcę iść do pracy.
Oj nie po nosie małżonkowi, że chcę pracować. Nawet próbuje mnie straszyć, ze będzie chłopaków "ustawiać". Niech ustawia, odpocznę sobie, tylko niech nie zapomni odrobić z nimi lekcji, zaprowadzić na angielski, harcerstwo, Starszego na terapię, iść na wywiadówki (może w końcu pozna wychowawczynie chłopaków i wzajemnie). Umowa była, że on wyjeżdża, a ja rezygnuję z pracy, teraz już nie będzie takiej potrzeby, to wracam. Chyba za bardzo się przyzwyczaił, że przyjeżdża do domu i nic nie musi. Koniec, nie ma tak.

I na koniec:
-Kurcze, zapomniałam kawy kupić.
-Widocznie nie musisz pic kawy, skoro o niej zapominasz, możesz rzucić.
-I co jeszcze? Faje rzuciłam, kawę mam rzucić... Uważaj, żebyś nie był następny ;)
 

czwartek, 14 listopada 2013

Przeczytane

"Zgłosiła się do mnie osoba z najbliższego otoczenia (...). Kiedy dowiedziała się o tej sytuacji , nie potrafiła sobie z nią poradzić. Tak ją to zszokowało, że postanowiła podzielić się tą informacją z dziennikarzem, żeby coś w tej sprawie zrobić"

Tak mnie rozśmieszy ten fragment, ze postanowiłam się czym prędzej z Wami tym podzielić, żebyście się też pośmiali. Te osoby z otoczenia, to takie dobre dusze są.

wtorek, 12 listopada 2013

 Miałam śliczny tytuł dla tego posta. No taki był cudny... Życie zweryfikowało, więc za karę tytułu nie będzie :)
 Nie jestem roztrzepana, serio. Nie wiem co mi się dzieje ostatnio. 
 Historia zaczyna się w dniu, kiedy otrzymałam kluczyk do tajemniczego pomieszczenia....
Hehehe, do śmietnika dostałam kluczyk, który natychmiast raczyłam zgubić :) Pożyczałam od sąsiadki ale ileż można, też kobieta może się przyzwyczaiła do kluczyka, może się boi, że jej też zgubię, pogubię zresztą wszystkie kluczyki, wszystkich sąsiadów... Postanowiłam, że pójdę i dorobię ze dwa od razu. Poszłam w piątek. Ucieszona oddałam sąsiadce skarb, złapałam za śmieci i... Zonk. Nie działa ani jeden, ani drugi.
 Dzisiaj sąsiadka zaufała mi po raz kolejny i znów użyczyła mi swój kluczyk. Założyłam buty na monstrualnym obcasie, ach próżność, i poleciałam. Jak to powiada Chodakowska, brzuch wciągnięty, cyc wypięty, pośladkami mogłabym te orzechy, co im Jagna rady nie dała i idę dumna i blada. Przechodząc koło sklepu zobaczyłam starszego pana o lasce, w kapelusiku, eleganckim płaszczyku, jak dorwał jakąś babeczkę i założył jej kaptur na głowę. Chyba go kusiło, bo chichotał jak szatan. Babka go zrąbała, pan się zmył, a ja ryknęłam śmiechem i poleciałam dalej. Całe szczęście, że widziałam tego radosnego staruszka, całe szczęście. Tylko dzięki niemu nie trafił mnie szlag na miejscu. Przeszperałam kieszenie, torebkę, nawet portfel i co? I g..wno. Poszłam do reklamacji, a kluczy nie wzięłam, ot co :D

poniedziałek, 11 listopada 2013

Świętujemy

 Dziś 11 listopada - Dzień NiepodległościŚwięto piękne, szlachetne i godne. Dlaczego nie może być takie, na jakie zasługuje? Dlaczego zawsze musi się kończyć bójką? Święto powinno być radosne, po tylu latach odzyskaliśmy niepodległość. Serio, jest się z czego cieszyć, więc dlaczego się kłócimy, bijemy? Spalono flagę rosyjską, tęczę...
 Oglądam wiadomości. Weszło me starsze dziecię:
-Mamo, co się dzieje? Wojna?
-Nie, synku. Marsz niepodległościowy.
-To dlaczego oni się biją?
-Bo każdy z nich inaczej wyobraża sobie Polskę.
-Mamo ale dzisiaj przecież święto, nie?
-No święto i tak świętują w Warszawie.
-Wstyd.
I poszedł sobie. Nie chcę, żeby dzisiejszy dzień tak mu się kojarzył. No ale WSTYD mości panowie, też sobie idę.

Jak można szargać tak zacne nazwisko? Jak co roku narodowościowcy są biedni, niewinni i poszkodowani. Policja się na nich uwzięła. Biedactwa. Ktoś mądry dzisiaj rzekł, że oni nic nie robią przez cały rok, a 11 listopada, hurrra. Manipulują ludem. Bezsilna złość mnie ogarnia, gdy tak patrzę, jak szkodzą Polsce. Banda sfrustrowanych "prawdziwych polaków", chronią się pod flagą, żeby drzeć gęby w razie czego, że szargana jest świętość. Ehhh.

I wstał Zawisza Czarny
I chwycił za swój miecz
I skończył żywot marny
Zawiszy, jednym z cięć
Jak śmiesz- wrzasnął oburzony
Kalać imię me
I tuląc się do żony
Pogrążył się we śnie 

sobota, 9 listopada 2013

XD

Wracałam z Młodym ze sklepu. Coś tam mi opowiadał śmiesznego i zamiast zachichotać powiedział iks de. Zatelepało mną. No żesz, dziecko internetowe ze mną gada. Do matki? Skrótami? Co to ma być. Pomyślałam, zastanowiłam się i przypomniałam sobie, że już dawno powinnam się żachnąć na dziecię me. Zamiast mówić do mnie, że zaraz wraca, mówi zet wu, zamiast się czymś zachwycić mówi do mnie lol. No co to ma być. Mam mu zacząć czytać literaturę piękną? Włączać TVP kultura? Mówić do niego literacką polszczyzną? Odciąć od internetu (nie neta) ? Czemuż ach czemuż te dzieci są takie leniwe? No co to za rozmowa?

-Cze
-Cze
-W porzo?
-Spoks
-Zw
-Nara
-Nara

Coś pięknego. Chyba zacznę się czepiać ;)
 

czwartek, 7 listopada 2013

Ciężko być dzieckiem

 Serce mi się kraja ale ni pomogę dzieciom swym. Niech ponoszą odpowiedzialność za czyny swe. 

 Starszy

Chyba miał dziewczynę. Pokłócił się z nią i póki chodził do szkoły większych konsekwencji nie było widać. Pech chciał, że raczył zachorować. No i zaczęły się schody. Napisał do jednej koleżanki z prośbą o lekcje - nic. Napisał do drugiej - odpisała, żeby wziął od kogoś innego, bo ona ma zajęcia. Napisał do trzeciej - też nic. Czyżby zmowa? Pewnie tak. Z jednej strony fajnie, że dziewczyny trzymają sztamę ale z drugiej strony nieładnie z ich strony. To co się stało pomiędzy Starszym, a jego dziewczyną, to jest ich sprawa i nie powinny dziewczyny w to wchodzić. No i trudno mi opisać... Nie chcę wyjść na stronniczą... Ja wiem, że Starszy jest dojrzalszy?, poważniejszy?, milszy?. Nie wiem jak to określić ale jest inny niż reszta chłopców w jego klasie. Nie uważa, że dziewczyny to samo zło, że są inne, głupsze, czy co tam jeszcze. Ok, może stwarzać wrażenie dojrzałego faceta ale to dalej dwunastolatek i nie powinno się od niego wymagać "bycia w związku" jako takim, jak to próbowała wymusić na nim jego dziewczyna. Nie bardzo można od niego wymagać, że rzuci ulubioną grę i poleci na spotkanie, bo dziewczyna tak sobie życzy. Jeszcze nie. Ale co tam. Nie będę nikomu tłumaczyć, niech sam sobie rozwiązuje problem. I tylko serce rwie się, żeby dorwać którąś dziewczynę i powiedzieć, weź Ty się ogarnij ;)

Młodszy

Aaaaaa. Młodszy. Czekam z obawą lekką, czy nie zostanę wezwana do szkoły na rozmowę. A mianowicie. Młodszy jest w konflikcie z Kolegą. Był z nim już na kolonii i się nie dogadywali. Mnie natomiast jest głupio przed niesamowicie sympatycznymi, mądrymi i miłymi rodzicami Kolegi. Wiem, że mój synuś ma dużo za uszami ale raczej w szkole, na kolonii czy nawet kiedyś w przedszkolu, zawsze umiał się kontrolować i na prawdę był bardzo "grzeczny". Nawet czasami się zastanawiałam, czy mówimy z nauczycielami o tym samym dziecku. Ale w końcu nie wytrzymał i pobił Kolegę. Całe szczęście początek zajścia widziała wychowawczyni Starszego, bo akurat to nie Młodszy zaczął.  Przed angielskim stał sobie mój syn i rozmawiał z koleżanką. Nagle podleciał od tyłu Kolega i uderzył Młodego w plecy, aż ten się wywrócił i rąbnął głową w podłogę. Tę część widziała nauczycielka i kazała Koledze przynieść na drugi dzień dzienniczek. Moje diablę natomiast odczekało, aż nauczycielka wyjdzie ze szkoły, wyczuło moment i pobiło Kolegę. Hmmm. Mam teraz dylemat. Młodszy już dawno mnie ostrzegał, że w końcu nie wytrzyma, bo Kolega wiecznie się go czepia i oskarża o różne dziwne rzeczy. Nie zareagowałam, to mam. Będę musiała porozmawiać z rodzicami Kolegi. Młodemu poradziłam, żeby omijał Kolegę szerokim łukiem i tyle.

Chyba ciężko być dzieckiem ;)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Teściowa atakuje :D

W sobotę przyszła teściowa. Fajnie, tylko dlaczego ona uważa, że najlepsza pora na odwiedziny, to godzina 19 ? Przyniosła po piwku, małżon zaprotestował, powiedział, że do jednego nie siada, ale że to jego mama, musiał nam towarzyszyć. Teściowa nie wytrzymała i przygadała mi, ze Rafała nie zaciągam za uszy do niej. Ale jak subtelnie to zrobiła :D  Buahahahaha Najpierw stwierdziła, że do córki, do której zresztą wylatuje niedługo, już powiedziała, że synuś jej nie odwiedza, że ona nie wie, co się u nas dzieje no i, że Rafał w ogóle sie nie interesuje, czy ona jeszcze żyje. Buahahaha Oczywiście moja reakcja była natychmiastowa, bo wiem, że to się tak zaczyna, nie dam się i już. Usłyszała ode mnie, że zauważyłabym, jakby nie żyła, bo przechodzę koło jej domu codziennie i kontroluję na odległość, co się u niej dzieje, a poza tym zauważyłabym klepsydrę. Może to nieładnie z mojej strony ale kuźwa, jak sobie syna wychowała, tak ma. Swego czasu sama sobie zasłuzyła na takie traktowanie, a poza tym, jak jej pyskuję, to ona chyba się trochę boi i nie śmie jeździć mi po głowie. Dobra, przełknęła to jakoś ale nie dała za wygraną. Po jakimś czasie stwierdziła:
- Nie wiem, ja żyłam z moją teściową, jak pies z kotem, nie lubiłyśmy się ale zawsze namawiałam ojca, żeby ją odwiedził, tylko on nigdy nie czuł potrzeby.
O Ty, pomyślałam sobie i niewiele myśląc wypaliłam:
-Widocznie Rafał też nie czuje potrzeby, chłopców się wychowuje dla świata. Ile razy słyszałam od niego, gdy szliśmy do mamy "Tylko nie siedzimy długo. Nie pij kawy". Ja jestem częściej niż on, nawet pieniądze za garaż każe mi zanosić, dopiero jak on wyjedzie.
Oczywiście powiedziałam to ze śmiechem ale kuźwa nie dam się. Już raz było tak. Wszystkiemu ja byłam winna, bo za niego nie załatwiłam, nie poszłam, nie zadzwoniłam, nie znalazłam mu pracy... W końcu nie jestem jego mamą, tylko żoną i nie obiecywałam, że będę go niańczyć.


Buahahahah ale Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Dostałam po nosie. W niedzielę, jak już Rafał pojechał, zostawiłam chłopaków w domu i wyskoczyłam do sklepu, bo brakło mleka. Po drodze gadałam przez telefon z siorką, a w tym czasie mały terrorysta próbował się dodzwonić do mnie, bo jak to, już 15 minut mnie nie ma. Nooo, nie odebrałam. Za chwilę dzwoni teściowa do mnie. Kuźwa, ten diabeł do niej zadzwonił, że poszłam do sklepu i on nie może się do mnie dodzwonić. Rozważam opcję, czy następnym razem nie zapakować go mężowi do walizy i pozbyć się "kleszcza" terrorysty chociaż na chwilę.

Buahahahaha