piątek, 25 października 2013

Tak sobie myślę :D

 Starszy gada na skajpie - krzyczy, piszczy, wydaje różne dziwne odgłosy, jak to starszy i ...  nagle cisza. Stonowany głos, piękne słownictwo. Hmmmm. Co jest kurczę?  Ano dziewczyna dołączyła do rozmowy. Nie wiedziałam, że to już dziewczyny mają wpływ na chłopaków i na odwrót. Dziewczyna ściąga z neta minecrafta, żeby pograć z moim dzieckiem w sieci. :D

 Młodsze dziecię zażądało kanapki z nutellą. Siadło i wcina. Nagle tak kątem oka patrzę, a on coś kręci głową nad tą kanapką. Powiedział, że nie chce się ubrudzić. To machanie to było przymierzanie się do miejsca, które ugryźć , w którym najmniej się upaćka.

   Jakoś ostatnio naszą rodzinę opętało czyste szaleństwo i zagapiliśmy się na tzw. serial paradokumentalny. :D Był tam sobie pan, który był bigamistą i nagle oto jego żony spotkały się w szpitalu i wszystko się wydało. To tak w skrócie. Reakcja owego pana powaliła mnie na kolana i myślałam, że wyślę mu kartkę z kondolencjami ;) Pan się bardzo zmartwił, że całe jego życie legło w gruzach, on biedny nieszczęśliwy, jak on sobie ma z tym poradzić, a było tak fajnie, miał dwie żony, dwa domy, a teraz co? Został z niczym ;) Reakcja mężczyzny z mojej rodziny, bezcenna : Ile on musi zarabiać, że stać go na dwie żony? :D Buahahaha, no coment.
      Ogólnie faceci zaczęli mnie rozśmieszać. Ja nie wiem, czy to jakiś strach przed przyznaniem się do błędu, przed porażką, przed utratą jakiegoś tam wydumanego autorytetu, czy paskudne tchórzostwo, czy tylko są tak dziwnie zaprogramowani i to niezależne od nich.  Facet nigdy nie jest winny. Winne są:
  • okoliczności
  • żona
  • dzieci
  • pogoda
  • ciśnienie
  • miejsce zamieszkania
  • szef
  • sklepowa
  • kot
  • pies
i co tam kto jeszcze wymyśli. W każdym bądź razie facet nigdy. Facet, gdy ma problem , to i jego żona, kochanka, matka, córka i inne osoby towarzyszące też mają problem - faceta. Facet chodzi nabzdyczony, nieszczęśliwy, szukający zaczepki i awanturujący się. Zazwyczaj też facet idzie się napić, bo ma problem. Facet nie rozwiązuje problemów, facet je stwarza :D




 

środa, 23 października 2013

Czy super jest super?

 Oglądałam dzisiaj bodajże na polsat news program pod tytułem "Tak czy Nie". Była tam sobie p. Zawadzka ongiś Super Niania.  Super p. Zawadzka została Super tylko w swoich oczach i to widać, ba w  swoich oczach jest ona najsupersza na świecie ;) i to widać w gestach, słowach i uczynkach. Owa pani jest tak przekonana o swojej nieomylności i tak zaciekle przekonuje ludzi, ha, tak naprawdę to ona nawet nie przekonuje, tylko udowadnia wręcz, że cała banda rodziców, to osoby umysłowo poszkodowane i nie chcą słuchać jedynie słusznych słów. Banda matołów nie chce posłać dzieci do pierwszej klasy, chociaż p Super powtarza do znudzenia, że to jest jedyna słuszna decyzja. Jak można być tak głupim i nie rozumieć tego, przecież p. Super wie, jak wyglądają polskie szkoły, co tam jakieś głupie schody, dla siedmiolatków były ok, a dla sześciolatków już nie? Co tam rozpędzone starszaki na schodach i korytarzach, co tam podstawa programowa, a zresztą podstawa jest super, tylko niedouczeni, leniwi, nadopiekuńczy rodzice sobie z tym nie radzą. Niektórym się nie chce przypilnować dziecka, niektórzy są tak głupi, że po prostu nie potrafią, a niektórzy po prostu nie chcą się podzielić dzieckiem ze szkoła, która jest taka fajna. Ale Super niania ma misję, ona nauczy tępy naród robić tak, jak ona chce i uważa za słuszne. Oto ona -  strażniczka kaganka oświaty. Rozśmiesza mnie przekonanie tej pani, że mylą się miliony, a ona, wybitna jednostka, musi ich sprowadzić na właściwą ścieżkę. Ale, co tam sześciolatki, w klasach 1-3 nauczyciele i rodzice przykładają się do nauki dziecka i nauczyciele sami potrafią program dostosować do dzieci, nie wszyscy ale ci, z którymi się zetknęłam w ciągu szkolnego życia mych dzieci , tacy są.  Gorzej wygląda dalsza edukacja, książki są koszmarne, jest duży przeskok między trzecią, a czwartą klasą. Mój syn sobie radzi ale dzisiaj usłyszałam od nauczycielki, że nie radzą sobie z tym programem dzieci w wieku młodego, a co dopiero" sześciolatki". Usłyszałam dzisiaj nawet, że tak, powoli, powoli szkoła wyjdzie na prostą, ale nasze dzieci są już  pokoleniem "straconym" . Niezbyt to optymistyczne.
P.S. Miny tej pani - bezcenne. Wyniosłe królowe, to przy niej pikuś :D
http://www.youtube.com/watch?v=zAiH09Qa154

Można pooglądać :)

Bluszcz

   Być może jestem wredna sucz, być może ale mam dość. Czuję się wypompowana fizycznie i psychicznie. Te telefony o 23.30 lub później, te żale, to zrzucanie swojego balastu, swojej niezaradności, swojego problemu na moje barki, to już lekka przesada. Biorę udział tylko w tych złych chwilach, a przy tych szczęśliwych jestem pomijana. Nie żalę się, daleka jestem od tego ale kurcze, nie mogę tracić czasu na nie swoje problemy. Nie, nie tak, bo jestem z natury osobą starającą się pomagać ale akurat w tym wypadku nie widzę poprawy, tylko coraz mocniejsze wieszanie się na mojej emocjonalnej szyi i po prostu zaczynam się dusić. Zwłaszcza, że to nie są problemy olbrzymie, tylko małe problemiki, które pretendują do bycia wielkimi. Sztuczne, nadmuchane i wk... mnie na maksa. Dzwonienie do mnie z płaczem, żalenie się, a na drugi dzień robienie tego samego, co doprowadziło do rozpaczy dnia poprzedniego. Uhhh. I tak byłam długo wyrozumiała, pocieszająca, dająca rady, ba, nawet instruująca co i w jakiej sytuacji trzeba powiedzieć i jak się zachować. Nie wiem tylko, czy powiedzieć o tym komu trzeba, bo do kogo uda się z problemem, którego ja dostarczę ? ;)

wtorek, 15 października 2013

Krótko i na temat

   Muszę odciąć Młodszego od telewizora. Naoglądał się wiadomości z wypadków na przejściach dla pieszych i przestał mieć zaufanie do kierowców. Chyba dla jego zdrowia psychicznego będę musiała wreszcie przystąpić do egzaminu na prawko i to my wtedy będziemy siłą ;) Młody nie chciał dzisiaj sam iść do szkoły. Boi się, że go coś potrąci, przejedzie, stratuje i co tam jeszcze kierowcy potrafią z pieszymi zrobić. Wiem, że to nie jest śmieszne. Faktem jest, że niektórzy kierowcy zachowują się na drodze, jak palanci. Sama kiedyś widziałam, jak przed szkołą, przed przejściem dla pieszych zatrzymał się samochód, żeby przepuścić dziecko, a drugi samochód wyminął ten pierwszy i jakby nie refleks dziecka, to mogłoby się to skończyć tragicznie. Pomimo świateł na tymże przejściu zostałabym rozjechana przez autobus. I powtarzam, to wszystko działo się w pobliżu szkoły, gdzie moim skromnym zdaniem, kierowcy powinni być szczególnie ostrożni. Tematu pijanych kierowców nie będę zaczynać, bo nie będę kląć.
 Przeraża mnie szkoła, choć już do niej nie chodzę, wystarczy że dzieci chodzą. Co mam powiedzieć? Namawiają sześciolatki do pójścia do szkoły, a raczej namawiają rodziców sześciolatków. Kuźwa, a może by tak ktoś się wziął, za nauczycieli klas 4-6, na razie tylko ich obsmaruję, bo ich znam. Zarówno moje dziecię "prawidłowy " czwartoklasista, jak i dziecię mej siostry, teraz już dziewięciolatek, ale niegdyś nagabywany sześciolatek, musi przestawić się i dostosować się do nauczycieli, bo oni, mimo że starsi, nie potrafią dostosować się do dzieci. Pomijając kartkówki, sprawdziany itd. Pomijając to, że mój dzieciak ma już , na początku października, 9 ocen z j. angielskiego. Da się chyba przeżyć, zwłaszcza, że moje dziecko poszło do szkółki jako siedmiolatek. Ale zabiła mnie pani od w-f, która uczy moją siostrzenicę (125 cm wzrostu i w sierpniu skończyła 9 lat), która wstawiła jej tróję za rzut do kosza , koszmar jakiś. Jak tak można. Niech się Ci nauczyciele zastanowią, co czynią. Kuźwa, tutaj nic nie da reforma, bo tu nie ma co reformować. Tu trzeba dokładnie wszystko zaorać, uklepać i zacząć pracę u podstaw, jak chyba w pozytywiźmie. Też  potrzeba nam Siłaczek, Judymów, szklanych domów itd. Mam naprawdę czasami ochotę pierdyknąć jakimś granatem w sam środeczek tego chorego systemu. Jak nie kartkówka, to sprawdzian, jak nie sprawdzian, to pytanko, no żesz... A kiedy jest czas na naukę? Na jakieś powtórki? No do cholery jasnej co to ma być? Odfajkować i dalej, dalej, dalej? Jak sobie nie radzisz, to odpadasz albo niech Ci rodzice pomogą, bo w końcu co oni maja do roboty? Chcieli dzieci, to nich się poczuwają i niech sobie w końcu uświadomią, że nie ma lekko.
  Przed chwilą zadzwoniło moje starsze dziecię, że znowu ma kartkówkę z matematyki. Koszmar jakiś. On już ma dosyć, znowu przestaje w siebie wierzyć. Twierdzi, że ma już z 5 jedynek z matematyki. Ja tego nie wiem, pewnie oceny w librusie pojawią się dopiero przed "drzwiami otwartymi" i wtedy będziemy latać, oglądać sprawdziany i kartkówki i poprawiać, poprawiać, poprawiać. Muszę chyba pójść i "podziękować" tej pani, która zlikwidowała sobie okienko i dzięki temu moje dziecko nie ma szans chodzić na wyrównawcze z matmy. Pomacham jej ocenami przed nosem, bo w zeszłym roku  była znaczna poprawa, a teraz mamy regres. Uczymy się i co z tego? Muszę robić z nim to, co mamy na bieżąco, nie mam czasu na utrwalanie. Co ja mam zrobić? 
  Swoją drogą to chore, że nie mogę zostawić dzieciaka w domu, gdy ma "tylko" kaszel, bo później nie nadrobi. Ja mu tego nie wytłumaczę, tak jak nauczyciel. Nie może opuścić lekcji, bo w szkole nikt nie będzie tego powtarzał. Mają określoną liczbę godzin na dany temat (zazwyczaj jedną) i nie ma czasu na utrwalanie, powtarzanie, cofanie się, jak ktoś nie "załapał" to niech sobie chodzi na korepetycje. Coraz częściej zastanawiam się nad nauczaniem domowym, przynajmniej starszego. Uczyłabym się z nim w jego tempie, bez stresu.... I tak wszystkiego jeszcze raz uczę się z nim w domu, jeszcze raz mu tłumaczę, czytam, opowiadam... Mam nadzieję, że w gimnazjum i w liceum też będę w stanie mu pomagać, bo chyba w tym jego siła i dzięki temu jakoś mu idzie w tej szkole. Okupione to jest moim i jego stresem, czasem frustracją ale chyba dajemy radę... jeszcze.