środa, 23 października 2013

Bluszcz

   Być może jestem wredna sucz, być może ale mam dość. Czuję się wypompowana fizycznie i psychicznie. Te telefony o 23.30 lub później, te żale, to zrzucanie swojego balastu, swojej niezaradności, swojego problemu na moje barki, to już lekka przesada. Biorę udział tylko w tych złych chwilach, a przy tych szczęśliwych jestem pomijana. Nie żalę się, daleka jestem od tego ale kurcze, nie mogę tracić czasu na nie swoje problemy. Nie, nie tak, bo jestem z natury osobą starającą się pomagać ale akurat w tym wypadku nie widzę poprawy, tylko coraz mocniejsze wieszanie się na mojej emocjonalnej szyi i po prostu zaczynam się dusić. Zwłaszcza, że to nie są problemy olbrzymie, tylko małe problemiki, które pretendują do bycia wielkimi. Sztuczne, nadmuchane i wk... mnie na maksa. Dzwonienie do mnie z płaczem, żalenie się, a na drugi dzień robienie tego samego, co doprowadziło do rozpaczy dnia poprzedniego. Uhhh. I tak byłam długo wyrozumiała, pocieszająca, dająca rady, ba, nawet instruująca co i w jakiej sytuacji trzeba powiedzieć i jak się zachować. Nie wiem tylko, czy powiedzieć o tym komu trzeba, bo do kogo uda się z problemem, którego ja dostarczę ? ;)

1 komentarz: