niedziela, 19 stycznia 2014

Czuję się zobowiązana

  Czuję się zobowiązana do wysiłku intelektualnego, gdyż coraz więcej osób do mnie zagląda. I nie wiem czy mogę mruczeć i marudzić. A chce mi się, bom załapała dół. Chwilowy, jak pewnie zawsze, ale jednak. Mogłabym go wykorzystać i napisać całkiem zgrabny, depresyjny post ;) Że mąż mi skrzydła podcina, nie chce uwierzyć, że to co chcę zrobić, może wyjść. (A może) Że lata lecą, a ja poza mężem (nabytym), dziećmi (wytworzonymi) i czterema królikami (trzem nabytym i jednym wytworzonym), nie mam nic, a nawet jeszcze mniej... Że pogoda, że program w telewizji, że życie ogólnie do bani jest. Że czasami nie wytrzymuję i szlocham spazmatycznie, bo zapomniałam, jak płakać.
 Ale po co? Komu to co dobrego do życia wniesie. Co to da, że ponarzekam. Trzeba łeb podnieść, uśmiechnąć się i walczyć dalej. Stworzono mnie istotą myślącą, czasami aż za bardzo, to do czegoś zobowiązuje.
 Są dzieciaki... Czegoś muszą się nauczyć od matki, bo tatuś już chyba ich nie potrafi nauczyć, a może i nie chce. Wolę myśleć, że to pierwsze, ale wiem swoje...
 A prawda jest tak, że to już za dużo. Że ja już nie potrafię. Że już więcej nie zniosę. Że wyć do księżyca. Polska zawiodła, życie zawiodło, "przyjaciółka" zawiodła. Jestem podła, bo ulało mi się na nią do wspólnej koleżanki, a raczej na jej męża. Więc ja też zawiodłam i mam wyrzuty sumienia, żem świnia i podlec zwyrodniały. 
  Mąż zamiast się za coś wziąć, coś zmienić, tylko fochem strzela co chwilę. Jeszcze trochę i ja go strzelę patelenką i jeden kłopot z głowy... 
 No i już, tragedii nie ma.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie zachęcaj, bo jak zacznę, to nie będę potrafiła skończyć :)

      Usuń
  2. nie wierzę :)))
    To nie Twój styl :))))
    :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nic nie piszę. Siadłam sobie w kąciku i wykopuję się z dołu. Wena poszła precz i nie chce wrócić.

      Usuń